2013-01-03

| rozdział 2.|

Życie jest właśnie takie?

Usiadła, równocześnie ściągając górę z dresu przez głowę. Położyła, zupełnie rzuciła sportową torbę na ziemię i przebrała adidasy na cieliste buty, z niskim obcasem, z gracją zapinając zapięcie wokół kostki. Westchnęła i poprawiła kucyk na środku głowy. Wstając z krzesła, rozciągnęła ramiona i ręce. Zrobiła kilka skłonów do przodu i usiadła na podłodze z paneli. Rozciągnęła mięśnie nóg i kręgosłup. Rozkrok przerodziła następnie w szpagat turecki i pozbierała się z podłogi. Stanęła przed wielkim lustrem na sali i powtórzyła kilka ruchów i kroków, chwytając powietrze objęciem ramion, bo jej partner jeszcze się nie zjawił. A było już 10 po ósmej. Przecież umawiałam się z nim równo na ósmą - mamrotała pod nosem. Nie chciała ćwiczyć i uczyć się kroków sama, gdyż był to taniec towarzyski. Brakowało jej dialogu...

Uczyła się tanga argentyńskiego, ale gdy skończyła 16 lat, zaczęła ćwiczyć także tango nowoczesne, ale zdaniem znajomych bardziej w pasowało się w jej charakter argentyńskie.

Powtórzyła improwizowany układ. Najpierw bez muzyki, później z muzyką. Dodając za każdym razem coś nowego, bo nie miała z kim przeprowadzić rozmowę ciał. A czas mijał dalej, do przodu.

Zmieniała muzykę. Zaczynając od argentyńskich rytmów, przeszła przez Michaela Jacksona aż doszła do hitów lat osiemdziesiątych. Nużyło ją to czekanie. Ćwiczenia, nazywane przez Delfinę "treningami" już prawie zmierzały ku końcowi. Dzisiaj zaplanowała sobie tylko godzinę na taniec. A on, jej partner do tańca, jakby się specjalnie spóźniał. Przez dłuższy czas ignorowała wskazówki zegara ściennego oraz zegarek na lewej ręce, ale czas się dłużył i dłużył, i trwał w nieskończoność...
Nie umiała wytrzymać samotnego tańca i zniszczonych zaplanowanych planów. Uspokajała ją tylko muzyka, która grała z odbiornika. I pacyfikowała się myślą "pewnie zaraz przyjdzie, coś mu wypadło, spokojnie." Przez cały czas...

Tańczyła, robiąc piruety, wyobrażając sobie, że jest baletnicą. Później, gdy zmienił się utwór na Britney Spears, położyła się na brzuchu, na ziemi. Teraz imaginowała sobie, że tańczy układ ze swoim zespołem przed tysiącem widzów. Tańczyła, gibała się, jakby znała kroki. Robiąc przy tym różne miny i pozy. Od zawsze lubiła dobrą zabawę, być w centrum uwagi i lejące się drinki... strumykami. Tata, z tych względów powtarzał wtedy do swojej żony "ona ma to po tobie". Choć co prawdą nie wiadomo, bo sam tata nie chciał bowiem, powiedzieć co robił w wieku swojej córki.

Udawała chyba wszystkich. MJ, Whitney Spears, JB, Freddiego Mercur'ego, Bruno Marsa, Adele, Eminema, PSY, Cheryl Cole, Chestera Benningtona, Mike'a, Hayley, Amy, Eve, Shakirę, Maanam, Łzy, O.S.T.R...
;żołnierza salutującego i maszerującego w miejscu, machanie pary Królewskiej, angielskiej, kaczuszki, rosyjskiego kozaka, turecki taniec brzucha, stepowanie (próba stepowania), tańczenie przy lustrze, jak w teledysku Madonny, Hung up.

Spojrzała na zegar na ścianie, równo gdy krótsza wskazówka wskazywała na 9. A dłuższa 12. W tym samym czasie, magnetofonowi skończył się repertuar. Brunetka już nie tańczyła. Spojrzała na swoją spoconą twarz. Jej oblicze w lustrze wyrażało żal, gniew, rozczarowanie. Zgarnęła kosmyki, kręconych włosów w jedną garść i poprawiła kucyk. Następnie wytarła buzie w miękki, zielony ręcznik, którego dzisiaj nawet nie wyciągnęła z torby. Sprawdziła odruchowo godzinę i wiadomości w swoim cieniutkim telefonie. Godzina mówiła sama za siebie. 9.02. Trening skończony.

Delfina w następnej kolejności przebrała buty na adidasy, biorąc obcasiki w lewą rękę a na prawe ramię zawieszając torbę, z firmy nike. Popatrzyła jeszcze za siebie, chwytając za klamkę, w wielkie lustro i wyszła z sali, zamykając drzwi za sobą. Gdy szła, białym korytarzem spotkała o, to tą zgubę, która miała być tutaj już o 8. Przeszła obok niego obojętnie, tylko przebierając z impetem nogami. Nawet nie wzruszyło ją to, że chłopak za nią wołał. Chyba nie był zaskoczony. Chyba, że jego dziewczyną, partnerką nie przeszkadza godzinne spóźnienie i był do tego przyzwyczajony. Jej przeszkadzało. Nawet gdy tak za nią wołał, chciała pomachać mu środkowym palcem, ale powstrzymała się. Choć miała na to bardzo wielką ochotę. Zachowała swoją godność. Tata byłby z niej dumny.

Wyszła z kolorowego budynku, rozdrażniona, ale i smutna. Nie tak miało się wszystko układać. Nie tak. Zupełnie nie tak! Wyszła na chodnik. Na mglisty i deszczowy krajobraz stolicy w ten dzień. Znajdowała się w centrum. Idąc dalej chodnikiem doszła by do stadionu piłkarskiego. Spojrzała na fragment dachu boiska i założyła kapuce na głowę, chroniąc się przed deszczem. A nagle zagrzmiało. W końcu pokierowała się w przeciwną stronę. Do domu. Dzisiaj w planie miała bieganie po parku.

Delfina przed odwiedzeniem parku i wypróbowaniem nowych butów do biegania, rozpakowała w swoim, nowym domu swoje rzeczy z pudła, układając je idealnie w szafie, na i w szufladzie. Układała w nienaganną kostkę bluzki i spodnie. A na komodę położyła zdjęcia w ramkach. Pierwsze przedstawiało ją i jej siostrę Julitę, stojące na trybunach z głupimi, pieprzniętymi minami. Tęskniła za nią. Za jej wcale nieśmiesznymi dowcipami o osobach trzecich. Nie umiała się już doczekać, kiedy ją odwiedzi, żeby zobaczyć, jak się urządziła... razem z tatą. Następne zdjęcia były z mamą, z tatą. Portret babci i dziadka. Najbliższe kuzynostwo i portret swojego kota, Grzanka. Potem przeszła do następnego pudła. Wyciągnęła z  niego swoje płyty, różowe baletki od swojej mamy, kilka medali i pucharów. Ciszę przemyśleń i wspomnień przerwał jej tata. Zerknął niespodziewanie do pokoju swojej córki.
-Jak tam, pierwszy taniec? Podoba się partner? Sam go wybierałem. - Uśmiechnął się, patrząc przez korekcyjne okulary. To widać, że ty go wybierałeś, pomyślała.

-Cudowny, wspaniały. Po prostu genialny. Skąd ty go wytrzasnąłeś? - Zapytała z przekąsem.
-Ze szkoły tańca, nie daleko stadionu. Kolega mi go polecił. Na pewno się już polubiliście. - Uśmiechnął się znowu.
-Nie wątpię, żeby mnie polubił. - Uśmiechnęła się, chowając sarkazm. Tata spojrzał na nią spod okularów z lekkim przerażeniem. Wiedział do czego jest zdolna jego córka.
-No spokojnie. - Przerwała milczenie dziewczyna. - Nic mu nie zrobiłam. Po prostu go bliżej nie poznałam, bo zanim łaskawie raczył się zjawić, to byłam już w drodze do wyjścia.
-Ach, te twoje zorganizowanie i punktualność. Mogłaś dać mu szansę. - dał ręce na piersi i pokiwał przecząco głową blondyn.
-A do szkoły, miałam poniekąd się nie spóźniać, pamiętasz? Zdecyduj się wreszcie. Ja nie będę zmieniać się dla nikogo, nikogo. Zwłaszcza dla jakiegoś zadufanego w sobie faceta. Możesz mu powiedzieć... jak mu było, tak w ogóle? - Pablo. - Dopowiedział tata, a brunetka kontynuowała. - No właśnie, Pablo. Nie mam pamięci do tych hiszpańskich imion i nazwisk.... na czym ja to...a propos, powiedz mu, że jak mu coś nie pasuję to ma problem. Dziękuję, skończyłam. - Skończyła rozmowę, wracając do opróżniania pudeł, choć tata chciał z nią jeszcze porozmawiać, dał jednak za wygraną. Wreszcie, wyszedł z jej pokoju.

Za 2 godziny i 13 minut, Delfiny podeszwy dotykały już mokrej powierzchni w parku a kucyk skakał jej w rytm biegu. Zaczęło też lać i grzmieć. Biegła przed siebie, nie mając w uszach słuchawek, bo uwielbiała dźwięki przyrody. A deszcz, wielkie spadające krople na ziemię i grzmienie, przypominały jej najpiękniejszy koncert, jaki w życiu słyszała. Lubiła deszcz. Lubiła burzę. Jak lubi się lody o porze letniej a gorącą czekoladę w porę zimy.

Mknęła. Dalej. Wydało się jej w pewnym momencie, że jest wśród drzew i liści- sama. Uderzyło ją to w pozytywny sposób. Uśmiechnęła się do siebie i pognała naprzód. Poczuła, jak zbędne, z dawnych czasów problemy i ból spływa po niej, jak woda spływa po skałach. Wreszcie coś się jej udało. Osiągnęła ciszę i spokój, który już za często omijał ją szerokim łukiem, tam w środku. Utrzymała harmonię. Ustabilizowała się, emocjonalnie, zapomniała o tych wszystkich bzdurach, które gniotły jej serce.

Jednak nie była w pojedynkę w krajobrazie mokrego od deszczu, parku w centrum Madrytu. A park zwał się Del Retiro, co można w powolnym tłumaczeniu, przetłumaczyć jako "przejście". Przejście na coś innego.
Nagle, przed jej oczami, ukazał się obraz ludzkiej sylwetki. Męskiej sylwetki. Biegł z wolna, mając kaptur na głowie i sportowy, przeciwdeszczowy strój. Mężczyzna wydał się jej dziwnie znajomy. Chciała go dogonić, ale zwiał jej. Tylko na chwilę odwróciła wzrok w przeciwną stronę a go już nie było. Zorientowana i cała zmoknięta wróciła do domu i wzięła długą kąpiel z bąbelkami. Wanna nie była większa niż ta w Polsce, ale Delfina nie mogła oczekiwać od swojego ojca, że kupi jej na dzień dobry: pałac z wielką wanną i fantazyjnym ogrodem. Na to trzeba cierpliwie poczekać i zapracować- powtarzał tata Delfiny.


2 komentarze:

  1. Piszesz coraz lepiej, jestem zachwycona! Jest bardzo ciekawie, nie zaprzeczę :) Mężczyzna dziwnie znajomy? ;> Czekam na ich kolejne spotkanie. A, i jeszcze Delfina, jako tancerka jest interesująca, ciekawy wątek, który mi się spodobał. Czekam niecierpliwie na trójkę i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Jak tak uważasz, to jest mi bardzo przyjemnie ;) Nie długo powinnam zacząć pisać 3, tylko muszę znaleźć więcej wolnego czasu, bo wolę przemyśleć rozdział, niż go dodam. A teraz mam trochę urwanie głowy ze... szkoły. Ale chyba pogodzę te dwa przedmioty, więc rozdział numer 3, powinien ukazać się za jakiś czas. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.