2013-01-08

| rozdział 3.|

Czysta kartka - czysty umysł.

Kolczyki wróciły na swoje miejsca. Poza treningami i ćwiczeniami nie nosiła "żelastwa" w nosie a tak to, zawsze miała je na sobie. Zrobiła sobie to jako 15- latka, pod wpływem swoich rówieśników, ale także swojej woli. Chciała coś udowodnić. Nie rodzicom, nie przyjaciołom...
od siedmiu boleści. Chciała dowieść coś sobie.
Sobotnie, późne popołudnie uderzyło mieszkańców Hiszpanii; słońce zaczęło już świecić niżej, a Delfina nadal siedziała w swoim pokoju, "wisząc na telefonie". W istocie to wylegiwała się na łóżku, brzuchem do góry, dyndając głową nad podłogą. Nie należała do ludzi, którzy by najchętniej całymi dniami leniuchowali i siedzieli przed telewizorem z paczką chipsów, popcornu i innymi cudami niewidami. Dzisiaj był wyjątek. Umówiła się z Pablo na wieczór. Postanowiła, że wyciśnie z niego siódme poty- później. Za karę, a równocześnie tak przy okazji. Przecież mieli się poznać- to pozna i potem będzie się zastanawiać czy dobrze zrobił przychodząc.  

Gadała z Julitą. Prawie, dławiąc się swoim językiem w gardle, gdy słyszała głupoty jakie mówiła jej siostra.
-Hej, opowiadaj co tam w wielkim świecie? Wyrwałaś już kogoś? - śmiała się Julita.

-Świat jak to świat...ale poznałam nie dawno fajnego faceta. - Zaakcentowała słowo "facet" bo wiedziała, że tata właśnie przechadza się po przedpokoju. Prawie nie zauważalnie podszedł pod drzwi swojej córki.

-Zaraz ci opowiem o tym super PRZYSTOJNIAKU, tylko zamknę drzwi, bo tata chciałby za dużo wiedzieć. - po tych słowach momentalnie podeszła do drzwi, otworzyła je, żeby posłać złośliwy uśmiech ojcu i zamknęła je. Po czym znów położyła swoje ciało na kołdrę.

-Poznałam takiego jednego kolesia. - zaczęła.
-To "kolesia" czy "ciacho" ? - zapytała Julita. Co jakiś czas przerywając wypowiedź przez chichot. Dzisiaj dopisywał jej dobry humor. - bo już nie kumam. Opowiadaj o tym chłopaku. Gdzie go poznałaś? Na tych swoich potańcówkach? Hiszpan? Lubię Hiszpanów...
-No wiem, że ich lubisz. - zachichotała Delfina.
-A kto ich nie lubi? Ciacho to ciacho, proste. No, opowiadaj.
-Wiem, wiem Ale przecież ty jesteś na diecie?

-Nie zmieniaj tematu Elfie. - podniosła głos, ale po chwili się zaśmiała, bo wiedziała, że Delfina nie lubi gdy nazywa się ją tak (Delfina- Elfina -Elf - Logika Julity).

-Nie zaczynaj znowu z tym "elfem". - zmarszczyła czoło brunetka, ale nie wkurzało ją to już tak bardzo, jak na początku. - Zamknij się. - Delikatnie warknęła, bo siostra nadal śmiała się w niebo głosy.- Cicho, bo zaczynam opowiadać.

-No spoko, spoko. - uspokoiła się i zaczęła wytężać słuch, żeby dobrze słyszeć siostrę.
-Poznałam go na tym przyjęciu od taty. Dokładnie to wylałam na niego drinka. - Julita znów zaczęła się brechtać. Nie umiała się powstrzymać. A Delfina przekrzykiwała ją kontynuując.
-Rumienił się, gdy czyściłam mu marynarkę i gdy usiadłam obok niego. Najpierw chciałam się nim zabawić, ale później coś mnie w nim zaintrygowało. Tylko jest jeden problem.

-Jaki? - zapytała.
-Nie pamiętam, jak on się nazywał.
-No nie gadaj siostra. Nic? Piłaś coś?
-Nie. Coś na 'M' albo 'E' A może 'O'? - próbowała sobie przypomnieć, jak się jej przedstawił, cokolwiek. Ale w głowie miała pustkę. I jego twarz, i oczy. Miał takie piękne oczy.
-Miał ciemną karnację... - wydusiła wreszcie.
-Murzyn? - zaśmiała się.

-Zamknij się rasistko. Nie, nie murzyn. Azjata, chyba. - Odpowiedziała Delfina i się zastanowiła. Skąd on tak faktycznie był? Arabia? Turcja? Indie? Nie, nie. Przecież mówił po niemiecku. To jakaś zmyłka z tym mówieniem po niemiecku? - pytała samą siebie, drapiąc się w głowę.
-Może to jakaś "chodząca bomba" ? - zapytała nagle.
-Jak ty coś palniesz, to na prawdę. - śmiała się Delfina.
-To powiedz o nim coś więcej. Nie tykał? Mówisz? Jak był na tym spotkaniu co ty, to pewnie jest jakimś ważnym osłem... znaczy się ważną postacią. Albo, tak jak ty pojawił się tam przez przypadek, choć mało prawdopodobne.
-Mam rozumieć, że to twoje alternatywy?

-Oczywiście.Wiesz, może był miły. Ale miły to każdy potrafi być, nawet Bin Laden. Dobrze, że już go nie spotkasz. Bin Ladena także.
-Naturalnie. - odparła, ale nie była pewna swojej odpowiedzi. - A co u ciebie? Jak tam mama i mała? Wszystko okej?
-Po staremu. Mamie trzęsą się ręce a mała dniami śpi a nocami broi. A tak z nowości to ktoś o ciebie pytał. Nie zgadniesz kto... kazałam mu iść do diabła.
-Nie chcę wiedzieć. Powiedz, kiedy przyjeżdżasz? - zapytała, delikatnie już czując na ciele wbijanie igieł i gęsią skórkę. Wspomnienia powróciły... A Julita wyczuła to bez mrugnięcia okiem. Zmieniła od razu ton głosu na delikatny, ciepły, poważny.

-Przyjadę do ciebie, dokładnie po pięciu wschodach słońca i po pięciu zachodach. Będę już u ciebie, gdy szósty raz, gwiazda dnia będzie wschodzić. Nie obiecuję, ale będę tam na pewno. Ruch drogowy będzie chwilami pusty, a liście na drzewach, cichutko będą szeleścić i będzie można odczytać co mają już od dawna do powiedzenia. Nie ufaj im. Czekaj na mnie. Gdy będę już obok - poczujesz się bezpiecznie. Nawet wiatr, będzie zbędnym nieprzyjacielem. Nawet wiatr cię nie zadraśnie nieprzyjemnie. Nigdy w mojej obecności. Prawie, jak anioł stróż. Ale anioł, nigdy nie kłamię a ja robię to często; nie obronię cię przed całym złem, ale postaram się. Postaram się mówić szeptem, gdy będzie ci pękać serce... - Mówiła, prosto do jej ucha, słowiczym dźwiękiem.

Recytowała, jakby wiersz. A Delfina rozpływała się w środku, zapominając o bólu, gasząc go. Prawie poczuła się jakby była przy niej i głaszcze ją po włosach. Teraz była już pewna, że jest uzależniona od jej głosu i dobrze się z tym czuła. Nie przerywała Juli nawet na moment. A ona mówiła dalej, rozkładając ramiona i zataczając się w tym uczuciu. W uczuciu błogości oraz osłony dla swojej przyjaciółki. Była starszą siostrą, musiała opiekować się swoim młodszym rodzeństwem. A wrogów usuwać z drogi. Dobrze wiedziała, czemu Delfina wyjechała do Hiszpanii. Nie dlatego, że chce rozwijać swój talent taneczny. Nie. Nie dlatego, że babcia kochała to miejsce. Powód był zupełnie inny. Chciała się odciąć. Odciąć wreszcie linę z przeszłością. I wiedziała o tym tylko jej siostra, choć Delfina jej tego nie wyjawiła. Ona i tak wiedziała. Czytała z niej, jak z otwartej książki. Tylko bała się, co będzie jeśli założy kłódkę.

Julita była artystką, ale nie chciała nigdy tego przyznać. Nikomu, nawet kotowi. Wychowała się we wrednym społeczeństwie i stała się taka sama. Wiedziała, że jeśli będzie odsłaniać swoje słabości to szybko świat ją znienawidzi i zdławi, ale czasem przemawiała jednak przez nią, prawdziwa "ona" właśnie wtedy była najlepszym oparciem dla swojej rodziny i siostry. Niestety, coraz rzadziej się tak działo. Była też sobą w 100 procentach, gdy za dużo wypiła. Dlatego ludzie z baru przyczepili jej łatkę "poetka" i słusznie.
Brunetka po kilku godzinnym leżeniu, niechętnie zakończyła połączenie i pobiegła do parku na spotkanie z Pablem. Odechciało się jej na dzisiaj na nim wyżywać. "Jak nie dzisiaj, to jutro" - pomyślała, zbiegając po schodach.

Dom, w zasadzie: mieszkanie, po jakimś czasie było już wyremontowane i pomalowane na ulubione barwy Delfiny i jej taty. Oboje lubili ciepłe kolory. To była rzecz, która ich łączyła. A za kilka godzin miała tam postawić nogę, we własnej osobie Julita Filippa.  



3 komentarze:

  1. Podobało mi się! Delfina moim zdaniem, jest bardzo interesującą osobą. Ma swój charakter, który przypadł mi do gustu. Nieznajomy Mesut? Jak mogła zapomnieć jego imienia, no! Ale i tak mam nadzieję, że znowu się spotkają. Czekam z niecierpliwością na ten moment :D Życzę weny i wyczekuję czwórki :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie pojawiła się trójka na komplikacje-zycia.blogspot.com/ Zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.