2013-01-13

| rozdział 4.|

Bo żyję po to, żeby zobaczyć siedem cudów.

Wróciła z porannego treningu i odświeżyła się w wannie. Potem skończyła malować paznokcie na czarno, zakręciła buteleczkę z lakierem i pomachała palcami w powietrzu, żeby lakier szybciej wyschnął. Po jakimś czasie podeszła pod lustro i czarną kredką obrysowała, starannie swoje niebieskie oczy, nucąc pod nosem piosenkę od Avril.
-"Powiedz mi, dlaczego musisz wszystko tak komplikować"?

Niedługo po tym, pomaszerowała do lodówki, coś przegryźć. Jednak zamknęła ją od razu, bo nic ciekawego w niej nie było. Reszta rodziny jeszcze spała. Nie dziwiło to Delfinę. Gdy piła wodę z butelki, spojrzała na zegarek. Czasomierz pokazywał 7:05. Nie można było stwierdzić, czy brunetka była bardziej porannym ptaszkiem czy śpiochem, bo te określenia się przeplatały. Wszystko zależało od poprzedniego dnia, od nastawienia i od humoru. Czasem wstawała o 4 i biegała aż do czasu, gdy reszta światu się nie obudziła, a czasem spała do 12 i była nieprzytomna przez resztę dnia.

Jak już zatrzymała pragnienie, zakręciła nakrętką butelkę i odłożyła ją na parapet przy oknie. Palcami rozszerzyła żaluzję w kuchni i spojrzała na widok za oknem. Stolica Hiszpanii, budziła się do życia. A słońce zaczynało już pokazywać swoje, pomarańczowe promyczki, za chmur. Wpatrywała się w krajobraz ulicy i przejeżdżających samochodów przez dłuższy czas, gdy wreszcie puściła żaluzję i odwróciła się w stronę drzwi, spostrzegła w nich Julitę. Opierała się o framugę. A szlafrok wisiał na niej, jak na wieszaku. Trzymała rękę przy ustach, bo nie umiała przestać ziewać. Pomachała, niewyraźnie drugą ręką i zrobiła krok na przód. Jeden: Julita była przykładem śpiocha. Na pewno był jakiś powód, dlaczego już nie spała.
-Umieram z głodu. - Wymamrotała w pewnym momencie i już chciała łapać za drzwi od lodówki.  I dwa: była też wzorem głodomora. Czyli to był ten powód.
-Lodówka jest pusta. Chyba, że chcesz jajecznicę. Zostało bodajże jeszcze kilka jajek.- Odezwała się Delfina, która znowu popijała wodę.
Julita spojrzała na siostrę mglisto. Po chwili skrzywiła usta w uśmiechu i przytaknęła.
-Dobra. Niech będą jajka. - Usiadła przy stole kuchennym i oparła się łokciami.
-Jak spałaś? - Zapytała Delfina.
-Pytasz, jakbyś była moim kochankiem. - Skomentowała z uśmiechem. - Nawet dobrze, dziękuję. Ale cholernie chcę mi się jeść. Sama wiesz, że o takiej wczesnej porze nie wstaje. - podrapała się w głowę i miała taką minę, jakby chciała położyć ją na stole i zacząć sen od początku.
-Wiem, dlatego też pytam. Nie schlebiaj sobie, że się o ciebie martwię. - Uśmiechnęła się Delfina i ruszyła przez kuchnię. Klepnęła siostrę w ramię. A do kuchni wszedł, tak samo śpiący, jak starsza siostra- tata. Poprawił okulary na nosie i przeszedł przez kuchnie i ostatecznie oparł się o parapet.
-Dzień dobry wam. Jesteście głodne? - Pytanie zabrzmiało sarkastycznie, ale on pytał serio. Julitę skręcało w żołądku, Delfina czytała to z jej twarzy.
-W lodówce są tylko jajka. Jeśli jeszcze są. - Skwitowała tancerka.
-Kurczę, zapomniałem wczoraj zrobić zakupy! - Tata klepnął się w czoło.
-No zauważyłyśmy. Mogę coś do jedzenia? Bo chyba nie chcecie, żebym wam tu padła już drugiego dnia... - Skomentowała Julita. Na razie była jeszcze spokojna.
-Jasne, jasne. - Mówił tata, otwierając z impetem lodówkę. - Delfina! Gdzie te jajka?

Po "lekkim" śniadanku, rodzina zaczęła powoli szykować się do wyjścia. Wszyscy postanowili, że pojadą do supermarketu, żeby zapełnić lodówkę i mieć co jeść na drugi dzień oraz przy okazji skoczą do centrum handlowego, bo obie siostry kochały zakupy.  
-Muszę sobie kupić nową rakietkę do tenisa. - Mówiła Julita, malując usta czerwoną szminką przy lustrze, w pokoju.
-A co się stało ze starą? - Zapytała brunetka, przeczesując palcami swoje kręcone włosy.
-Nie chcesz wiedzieć. - Uśmiechnęła się i sięgnęła po eyeliner. Młodsza siostra uśmiechnęła się i sprawdziła, czy tata jest już gotowy. Wchodząc jedną nogą do łazienki zapytała. Nawet nie patrząc w jego stronę. -To gdzie jedziemy najpierw? Hipermarket czy centrum? - Zapytała. Tata zapinał guziki na koszuli.
-Przed zakupami, muszę jeszcze gdzieś wstąpić.
-O, Boże. Gdzie tym razem? - Zadała pytanie kierując wzrok na swojego ojca.
-Do przyjaciela. Tylko na chwilę. Będzie na orliku ze swoimi podopiecznymi.
-No dobra. - Wymamrotała i usunęła się do pokoju, do swojej siostry, żeby ją poinformować o zmianie planów.

Za 30 minut, wszyscy wyszli z domu i ruszyli do samochodu, który tata dostał z pracy. Delfina nie stroiła się. Nigdy tego nie robiła. W ten dzień miała tylko jeden kolczyk. Małe kółeczko wisiało jej pomiędzy nozdrzami, a ręce trzymała w kieszeniach w dolnej części ogrodniczek, które założyła na siebie. Jedna szelka wisiała odpięta, odsłaniając fragment białej podkoszulki. Włosy zostawiła rozpuszczone. Julita z pod tym względem różniła się od swojej siostry. Może to ta trzy letnia różnica wieku? Lubiła ładnie i kobieco się prezentować. Eksponować swoje atuty na każdym kroku. Kręciła biodrami, idąc do samochodu. Opierając swoje wiotkie ciało o długą, obcisłą spódniczkę i krótki, kwiaciasty top. A japonki zdobiły jej nogi. Swoje porzeczkowe włosy spięła w wysoki kok i na nos włożyła Lenonki. Jako ostania weszła do auta, siadając z przodu jeepa.

Ojciec dwóch córek sprawnie ominął korki i jakoś za 10 minut zaparkował przed niemałym i niedużym boiskiem nazywanym "orlikiem". Wyszedł z samochodu, zabierając ze sobą okulary przeciwsłoneczne, bo słońce już świeciło niemiłosiernie. Dał wybór córkom: albo idziecie ze mną, albo smażycie się w aucie. Wybrały opcję 1. Julita od razu zauważyła, że boisko nie umiało się odpędzić od futbolistów. Natychmiast, po tacie wyszła z jeepa i z gracją pokierowała się za nim, ukradkiem spoglądając na biegających sportowców. Ostatnia wyszła Delfina. Pozytywnie zaskoczona, dobiegła do swojej siostry i obejmując ją w pasie, wyszeptała.
-Tyle ciach w jednym miejscu. - Julita zachichotała i pokręciła głową, jakby usłyszała samą siebie.

-Cześć Jose. - Tata powitał się po przyjacielsku z mężczyzną z srebrzystobiałymi włosami. A on odpowiedział tym samym. Uśmiechnął się i spojrzał na Julitę i Delfinę, która co raz bardziej nie pewniej szła. Starsza ze sióstr pociągnęła Delfinę za sobą i obie stanęły obok swojego taty. A z daleka można było obserwować piłkarzy Realu Madryt, jak trenują przed meczem. Julita rozglądała się za zawodnikami, nie bacząc na to, że trener jej się przygląda.
-No, to są moje córki. Starsza to Julita a młodsza to Delfina. - Objął lekko ramieniem obie córki. One przywitały się z grzeczności, hiszpańskim "dzień dobry" i zaczęły rozglądać się na boki.
-Miło was poznać. - Uśmiechnął się trener Realu. A tata puścił córki z objęć.
-To my, sobie odejdziemy kawałek, a wy sobie pogadajcie. - Skwitowała Julita po ojczystym języku, klepiąc tatę po ramieniu i szarpnęła Delfinę. Brunetka delikatnie szturchnęła siostrę i obie odeszły, kiwając i śmiejąc się. Oddaliły się kilkanaście kroków od mężczyzn.
-Fajnych córek się doczekałeś. - Zaczął Jose, a nagle podbiegł do nich chłopak o ciemnej karnacji z dużymi oczami. Nie przerywał, bo widział, że trener rozmawia. Stanął i podparł biodra.
-Ta, fajne. Tylko takie dzikie. - Spojrzeli równocześnie na dziewczyny, które stały obok siebie, co chwila wybuchając śmiechem. - No widzisz Jose, jedna zrobiła się na lisa. A druga przekuła sobie nos, jakby jakieś bydło... - Mówił blondyn.
-Wiesz, taki wiek buntu. - Skomentował trener, a blondyn wzruszył ramionami.
-No co, Mesut? Czego Ci potrzeba? - Zapytał po chwili Jose, piłkarza, który stał opodal nich i zasłaniał oczy przed słońcem.

Siostry badały wzrokiem każdego osobnika. Szeptały sobie śmieszne uwagi i wybuchały histerycznym śmiechem. A piłkarze zamiast zająć się ćwiczeniami, badali wzrokiem siostry.
-Hej, ten opalony blondyn jest nawet niezły. - Wyszeptała Julita.
-Który? Który? - Zapytała Delfina, nakładając kosmyk włosów na palec.
-No ten, tam, co teraz wiąże buta... - Przerwała Julicie Delfina.
-...i się tutaj gapi. - Delfina uśmiechnęła się, uciekając wzrokiem i odwróciła głowę w stronę swojego ojca, sprawdzając czy już skończył gatkę- szmatkę. Nie wierzyła własnym oczom, kogo tam ujrzała. Nie Świętego Mikołaja, ani Chucka Norrisa. Ujrzała tego samego faceta, na którego wylała drinka. Przyciągała go wzrokiem, każdy jego ruch, gest. Wybił ją normalnie z rytmu.
Jak on może być piłkarzem!? Nie wierzę, nie wierzę... cud! Nie tyka! Myślała. 

Pilnowała go wzrokiem, żeby nacieszyć się jego widokiem, jak najdłużej. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo cieszy ją jego widok. Nadal nie wierzyła, że to prawda. Gdy niespostrzeżenie przebiegł obok niej. Musiała to być prawda. Zauważył ją. Poczuła na skórze przypływ wiaterku i poczuła jego zapach perfum.W powolnym tempie dotknęli się spojrzeniami i Delfina aż poczuła ciarki na całym ciele. Uśmiechnęła się. Piłkarz odwzajemnił grymas twarzy i pobiegł przed siebie, równocześnie wracając do rzeczywistości. Zachowywał się, jakby ktoś go odwrócił o 180 stopni. Nie zachowywał się normalnie. Delfina poczuła dziwne uczucie w żołądku.
-To on.  - Wyszeptała.
-Jaki on? - Zapytała Julita.
-To ten, o którym ci opowiadałam. Ten z przyjęcia... - Starsza siostra nie kapowała. - No "chodząca bomba". - Skończyła, piorunując siostrę spojrzeniem, że musiała użyć tego określenia.
-Aaa. Ty to masz gust. Pierwszy z brzegu i już piłkarz. - Uśmiechnęła się i objęła Delfinę. Jak grom z jasnego nieba usłyszały swoje imiona za plecami. Trenerska rozmowa skończona. Dotykanie się spojrzeniami również....


   

1 komentarz:

  1. Aaaa świetny rozdział! końcówka wybiła mnie z tropu. Mogę się tylko domyślić, co czuła Delfina w momencie, kiedy ujrzała Mesuta :D Te siostry są niezłe :D ale miały szczęście, pozazdrościć takich widoków :D czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.