2013-02-16

| rozdział 9.|

Bo niektóre rzeczy i gesty są wieczne.

Wpatrywała się w czerwień róż, które tak jakby nigdy nic, stały sobie, sielankowo w wazonie. Podpierała się łokciami o stół i rozmyślała. Nie miała najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić i z nikim się spotykać. Chciała trochę pobyć sama ze sobą i przemyśleć wiele spraw. Wcześniej czas spędzała nieco podobnie: siedziała zatopiona w fotelu, trzymając na kolanach miskę z chrupkami kukurydzianymi i przerzucała zdjęcia w albumie. A w tle, jak zwykle, wybrzmiewał dźwięk i wyłaniały się kolorowe obrazy włączonego telewizora.

Jako beztroskie dziecko zawsze siadała na włochaty, dziadkowy fotel i przez niego przewieszała nogi, a te fruwały jej nad ziemią. Właśnie w taki sposób się usadowiła i chciała poczuć na swojej skórze tą idylliczność i lekkomyślność dziecka jakim kiedyś była. Nie było nic lepszego, jak odwiedzać swoich dziadków... gdyby jeszcze byli w świecie żywych... Chciała usłyszeć głos babuni, która poniekąd zaraziła ją miłością do Hiszpanii i wszystkiego co z nią związane. Ten spokój tylko od czasu do czasu, zakłócały jej drzwi balkonowe, które lekko uchylały się pod wpływem podmuchu wiatru.

***

Już nie wspominała przeszłości, bo nie warto odwracać się do tego co było i już nie wróci. Obserwowała kwiaty z występu i uznała, że nie ma nic piękniejszego. Gdy opadła na oparcie krzesła i odwróciła głowę w stronę salonu, zauważyła, że telewizor w dalszym ciągu gra, a także Julita w dalszym ciągu siedzi w łazience. Nie zdziwiło ją to, bo dość często przesiadywała długo w tej części mieszkania, a włączonym telewizorem pewnie chciała dopiec tacie. Pewnie chciała, żeby rachunek za prąd wynosił więcej niż jego pensja. 

Rozległ się nagle dzwonek do drzwi. Dziewczyna, lekko podskoczyła, po czym zamyślonymi ruchami, podniosła się z krzesła, żeby otworzyć i zahaczyła fragmentem ręki o wazon. Wazon chwilę tańczył na brzegu dębowego stołu, wykonał kilka obrotów, po czym zsunął się na podłogę. Wszystko stało się tak szybko. Krótko po tym dało się słyszeć tylko huk trzaskanego szkła. Wiadomo co było dalej: róże bezwładnie opadły na ziemię, a wazon nie był już wazonem. Delfina straciła orientację. Czy ma to zostawić i iść otworzyć drzwi, czy najpierw pozbierać strzaskaną butelkę i wsadzić kwiaty do zlewu, a później otworzyć. Przez chwilę świat stanął jej do góry nogami.
Bezmyślnie kucnęła na ziemi i zaczęła zbierać kawałki wazonu. Gdy po raz któryś wzięła szkiełko do ręki, poczuła ból, a chwilę później zobaczyła krew. Krew miała barwę róż, a może róże barwę krwi? Zapiszczała prawie bezgłośnie i miejsce rany wetknęła sobie do ust, żeby choć trochę zatamować krwotok. Podniosła jedynie kwiaty, kując się przy tym ociupinę i podążyła szybkim krokiem do kuchni. W zlewie odłożyła rośliny i pomaszerowała w końcu pod wejście. 

Zamykając drzwi, cofnęła klamkę, a przy klatce piersiowej trzymała piękny bukiet magnolii. Nie wierzyła własnym oczom. Nie obchodziły ją rany na dłoni, ani boleść z tym związana. Cieszyła się chwilą i widokiem bukietu. Wręczył jej go posłaniec kwiatów i życzył miłego dnia. Oddalając się od drzwi wyjściowych, zabrała się do szukania jakiejś karteczki z dedykacją, bo może bukiet nie był dla niej, ale dla Julity. I tak była pewna, że kwiaty są dla niej, ale wolała się upewnić i mieć jakieś potwierdzenie. Znalazła. Mały kwadratowy świstek schował się pod liśćmi. W mig rozwinęła karteczkę i przeczytała na jednym wydechu, szeptem, co było tam napisane:

Dla Delfiny.. Twój Romeo.

Nie od razu wiedziała, kogo było stać na taki odważny gest w jej stronę; wyciągnięcia ręki i zawiązania znajomości. Kogo ostatnio poznała, spotkała? Może o kimś zapomniała? Dyskoteka? Ulica? Sklep? Kto? Stop, to nie możliwe, przecież 4 dni, najdłuższych dni w swoim życiu - z resztą - spędziła w łóżku i na kanapie, wychodziła na słońce tylko wtedy, gdy na prawdę czegoś potrzebowała i to tylko na krótką metę, więc żadna znajomość nie wchodziła w grę. Być może tajemniczy wielbiciel? Jakiś sąsiad? Po chwili brakowało jej już pomysłów i nic innego nie przychodziło jej do głowy, prócz tych poprzednich. Ale cieszyła się, jak mogła, z dostanego bukietu. Kochała niespodzianki. Tak samo, jak kochała dostawać kwiaty. Najbardziej cieszyła się, gdy dostawała je za to, że po prostu jest. A na urodziny wystarczała jej sama obecność.
W niespełna sekundę, przyszedł jej nagle jeszcze jeden pomysł. Wydał się jej najbardziej prawdopodobny, choć też absurdalny. Przecież był to jednorazowy pląs uniesień. Raz i nic więcej; żadnych uczuć, czysta przyjemność, bo z miłością są tylko same problemy. A jeśli pomyślał choć przez chwilę, że chciałby czegoś... więcej? Do końca dnia nie dało jej spokoju to pytanie.
Jego rysy twarzy przysłoniły jej oczy; barwa Jego oczu i ust; osoby z którą pozornie nic ją nie łączyło, a jeszcze więcej dzieliło, ale w przy Nim czuła się, inaczej. Tak jak nigdy wcześniej jeszcze się nie czuła. Przy nim czas przestawał istnieć. Przy nim czuła, że może być inna... lepsza.
Każdy mógł się kryć pod pseudonimem Romeo, każdy. Ona chciała żeby było to od  Niego. 
Uspokoiła tą myślą swoje założenia, nalała wodę do kolorowych butelek i włożyła tam oba bukiety.

Przed zajęciem miejsca przed oba bukietami, ponownie kucnęła i zaczęła zbierać odrobinki szkła. Lekkomyślnie kładła wszystkie kawałeczki na wewnętrzną stronę dłoni, nie czuła, że krew spływa jej po ręce, pochłonęła ją rozkosz niespodzianki. Nie długo po tym, całą dłoń miała obwiązaną bandażem, który zdążył już trochę zabarwić się na kolor czerwony.
-Co się stało? - Julita wkroczyła do jadalni. Całe pomieszczenie wypełniło się zapachem lakieru o smaku gumy do żucia, mydła i perfum firmy Chanel. Oglądała uważnie swoje świeżo pomalowane paznokcie. Jak zawsze wygląd był dla niej na 1. miejscu.
-Ktoś przysłał ci kwiaty. - Odpowiedziała Delfina, po czym uśmiechnęła się drwiąco w stronę siostry i wyciągnęła rękę z karteczką.
-Wolę czekoladki. - Skwitowała Julita. Nawet nie podniosła wzroku. - Pytam o rękę. - Zapytała i spojrzała na Delfinę surowym wzrokiem, jakby chciała zamienić ją w kamień.
-Nic takiego. - Od razu schowała zranioną rękę i uciekła wzrokiem. Bała się takiego spojrzenia siostry.
-Guzik prawda, słyszałam jakiś hałas...
-No okej, wazon mi się strzaskał.
-Jak masz całą rękę pociętą, to chyba ci pękł... mniejsza z tym, tak w ogóle to który wazon? Ten taki żółty? I tak go nie lubiłam. - Uśmiechnęła się, a Delfina przytaknęła.
-Na pewno nie chciałaś się... no nie wiem: zabić? - Zapytała po krótkiej chwili siostrę. Ta prawie wybuchnęła śmiechem, powstrzymał ją tylko widok poważnej twarzy swojej siostry.
-Nie żartuj sobie. - Mruknęła, a Julita zmierzyła ją wzrokiem, pamiętała do czego była zdolna jedynie mając 4 lata mniej.
Szybko jednak przybrała swój naturalny wyraz twarzy i usiadła obok.
-Szykuj się, idziemy na wycieczkę. Idziesz ze mną do pracy, znaczy się ja idę harować, a ty idziesz się byczyć. I nawet mi nie protestuj, bo jak nie dobrowolnie to zaciągnę cię tam siłą. To na prawdę interesujące stanowisko... Siedzisz już na dupie dobre cztery dni! Jesteśmy w Hiszpanii, byś wyszła chociaż na balkon. Dziewczyno zrób coś ze sobą, cokolwiek. - Załamała teatralnie ręce. - Wiem, że dotknął cię turniej... ale nie zawsze się wygrywa. Jak to cię pocieszy, to w sklepie za rogiem jest wyprzedaż.
-Czego ode mnie chcesz?
-Generalnie nie chce żebyś przesiadywała tu sama...
Przewróciła oczami i zapytała.
-Co to za praca?
-Nie uwierzysz, nawet wtedy, gdy twoja podeszwa stanie na ich kafelkach. - Uśmiechnęła się.

***

W godzinach popołudniowych, Delfina podpierała już ścianę na holu, bo ile można słuchać w kółko tego samego? W następnym korytarzu dało się słyszeć ponowne szepty i szuranie nowych turystów, i głos dziewczyny którą znała od kiedy pamięta. Jej ruchy i gesty, choć nie miała jej przed oczami, wiedziała co właśnie zrobi. Jakie będzie jej następne posunięcie. Znała ją na wylot, jej przekręty, romanse i sekrety też.
-Okej, zacznijmy od konkretów. Czy ktoś nie rozumie po Hiszpańsku? Nikt? Trochę? Okej... czy mamy w grupie jakichś obcokrajowców? Głupie pytanie, oczywiście, że mamy, sama jestem... Dobrze, słuchajcie. W razie jakichś kłopotów ze zrozumieniem, mogę mówić jeszcze po Niemiecku albo Angielsku. Jakieś pytania? Jeśli nie, to nie widzę powodu, żebyśmy nie mogli już zacząć zwiedzania.- Przysłuchiwała się jej. Echo pomieszczenia niosło głos Julity; z jej szyi, jak za pierwszym razem, zwisał identyfikator.
- A tak przy okazji, mam na imię Julita. - Kontynuowała, posłała prawdopodobnie najsłodszy uśmiech w stronę najbliższego mężczyzny, po czym poprawiła wygląd swojej grzywki. Wszyscy patrzyli na nią, jak zaczarowani czy jakby była grecką boginią. Nikt ani razu jej nie przerwał, choć z czasem zwykła wycieczka po stadionie przerodziła się w lekcję historii. 14 grudzień 1947 bla, bla, bla.
Chwilę wcześniej Delfina, posłała siostrze swoje uwagi, że robi za babkę z histy, więc Julita nie zastanawiała się za długo, przerywała na moment swoje kłapanie dziobem o zamierzchłych czasach i wplatała pomiędzy nimi dowcip czy ciekawostkę. Wychodziło jej to nad wyraz... idealnie. Oczywiście, nawet gdy zrzędziła, wszyscy połykali ją wzrokiem. Może nie patrzyli jej w oczy, ale może też nie w biust. Pokazywała i wpuszczała ich chyba wszędzie! Jak zawsze najwięcej emocji, przyniosło zwiedzanie samych szatni piłkarzy. (!)

Gwałtownie straciła ją z wyobraźni i z narządu słuchu. Grupa przemieściła się głębiej w korytarz, a może już wyszła na zewnątrz: na stadion. Teraz została jej tylko cisza korytarza, którą od czasu do czasu, przerywały czyjeś kroki. Dziwne? - Można by pomyśleć, przecież stadion Santiego Bernabeu cieszy się duża popularnością, a dzisiaj świecił pustakami. Czy to jakiś znak? Czy zwykły przypadek, pomyłka? Coś obiecała, siostrze, obiecała. Nie mogła teraz po prostu wyjść i iść do domu, złamałaby daną obietnice. Musiała poczekać, była to już jej ostatnia obstawa. Uff.  A de facto nie miała dla kogo wracać do domu, bo tato wsiąknął w pracę, a i tak nadal się gniewała, a nikt inny na nią nie czekał. Do czasu.
Co mogła robić? Nudziło ją bezsensowne czekanie i wgapianie wzroku w kobietę, przypominającą sekretarkę. A ile też mogła tak bezczynnie przesiadywać na ławce? W jej przypadku nawet nie piętnaście minut. Toteż chodziła tam i z powrotem po holu, oglądając zdjęcia i ogłoszenia na tablicach. Zapragnęła nawet krzyknąć na cały głos "Czemu tu tak cicho?!", a nawet wtedy nikt by jej nie odpowiedział, poza echem. Nie zrobiła tego. Bez tego kobieta za biurkiem traktowała ją jak pomyleńca. Od samego wejścia, osobliwie się jej przyglądała. Delfina nie pojmowała o co może jej chodzić, odruchowo spojrzała na swoje ciuchy, czy przypadkiem nie założyła czegoś poplamionego. Jednak wszystko było, jak należy; rozciągnięta bluzka, odsłaniała brzuch a dziurawe spodnie trzymały się na biodrach. Może zastanawiały ją odwiązane sznurówki w trampkach? Których w pewnym sensie, zawsze nie wiązała. I tym razem też nie zamierzała. Zastanawiając się nad tym, zauważyła, że kobieta była już dawno po czterdziestce, farbowane włosy zwisały jej do ramion. A kołnierzyk dotykał szyi. Obserwując i myśląc, jak jakiś filozof, podparła brzegiem dłoni brodę, a palcem wskazującym dotknęła kości nosowej. O, tutaj prawdopodobnie musiał być problem. Septum dyndał jej pomiędzy nozdrzami. A miała już po uszy jej wrednych spojrzeń, więc bez żadnych większych zastanowień podeszła z byczą miną do niej.
-Przepraszam, gdzie jest łazienka? - Zapytała. - Bo chciałabym moje cacko ułożyć na nowo. - Chwyciła za kolczyk i pociągnęła go mocno w dół. Słyszała jak kobieta nabiera powietrze i ze ściśniętą szczęką, wskazała jej ręką kierunek. Wybiła ją z rytmu.
-Dziękuję. - Posłała jej jeszcze wredny uśmieszek i podążyła do wskazanej toalety.

Wróciwszy, miała nadęte spojrzenia w jej stronę z głowy. Przebierała nogami i znalazła się w korytarzu, w którym zniknęła Julita ze zwiedzającymi. Oglądała obrazki na ścianie, które przedstawiały wygląd stadionu w różnych latach. Oglądała je z aktorskim zainteresowaniem, czasem nawet wzdychała. Starała się za bardzo nie oddalać od drzwi wyjściowych, bo obiekt był ogromny i bała się, że się zgubi. Więc sterczała w niewąskim korytarzu, czasem odwracając wzrok w stronę wychodzących ludzi, co robiła bardzo rzadko.
Po prostu stała, trzymając ręce w kieszeniach i obojętnie spojrzała w okolicę szklanych, dużych drzwi, a czas stanął w miejscu. Męska sylwetka stanęła bezruchu, w podobny sposób do Delfiny. Dostrzegła skupiony na sobie Jego wzrok, dżinsowe spodnie, buty Nike, idealną fryzurę. Wszystko w Nim było idealne. Nawet nie wiedziała kiedy do Niego podeszła i powiesiła mu ręce na szyi. Ułamek sekundy i poczuła Jego usta na swoich. Pół minuty później... mogła tonąć w oczach Mesuta. Tak od nowa i tak bez końca.
-Cześć, Romeo. - Szepnęła.


     

4 komentarze:

  1. Genialne! A ostatnia scena to po prostu.. brak mi słów na opisanie, jak bardzo mi się podobało. Jestem zdumiona! Wyobrażam sobie całą tą scenkę i uśmiecham się jak głupia sama do siebie. Delfina jest baaardzo odważna. Wykonała pierwszy ruch.. Dziewczyna mnie zadziwia. A i jeszcze jeden fragment dał mi dużo do myślenia. Może doszukuję się drugiego dna, niepotrzebnie? "-Na pewno nie chciałaś się... no nie wiem: zabić? Julita zmierzyła ją wzrokiem, pamiętała do czego była zdolna jedynie mając 4 lata mniej." To mnie zaintrygowało. Przeszłość Delfiny. Być może to wyjaśni się później. Czekam na kolejny! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :* ja się uśmiecham przy Twoich komentarzach:) wszystko będzie się wyjaśniać z biegiem czasu i następnych rozdziałów. Cieszę się, że podobała Ci się 9:))

      Usuń
  2. Boże jak ty lubisz trzymać w napięciu , że nie mogę ;D
    Czytam i czuję jakby była to prawdziwa historia ;_)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak lubię, trzymać czytelnika w napięciu :)

      Usuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.