2013-07-27

| rozdział 5.|

Serce to za mało, żeby kochać.

-Heleny tu nie ma jak po to przyjechałeś...
-Wiem. - Odparł Karol. - Ale ja przyjechałem do ciebie.
Julita w dalszym ciągu zaciągała się głęboko papierosem, nie zważając na spostrzeżenie u swojego ex-męża.
-Do mnie? - Zdziwiła się Julita, ale nie zaprzestała palenia. - W jakim celu? Chcesz ponownie mi się oświadczyć? A ja ponownie mam dać ci kosza? To znaczy: historia ma się powtórzyć? Po to przyjechałeś? To możesz już wyjechać. Cześć. - Pożegnała się i popatrzyła na widok przed siebie (ignorując przy tym całą osobę Karola): prostokątny szpitalny parking, idealnie wykoszona zielona trawa wokoło niego, a z dala stadion i sklepy sportowe i sieciówki, i ładna pogoda wisząca nad tym wszystkim.
-Nie możemy... pogadać jak dorośli? - Nie poddawał się, przysiadł obok Julity na szarych kafelkach i z czułością ją objął. Nie zdążyła zaprotestować, bo Karol ponownie się odezwał:
-Przyjechałem, bo wiesz, że lubię Delfinę, a nie chciałem zostawić cię... samą. Wiem, że jest ci ciężko, bo przeszedłem przez coś podobnego...
Dała mu się trochę udobruchać i pozwoliła mu siebie przytulić. Właśnie tego teraz potrzebowała: przytulenia i zrozumienia. Za kilka minut oboje już się zaciągali papierosem. Karol palił od kiedy Julita pamiętała, więc nie była to dla niej niespodzianka (głównie to przez niego wpadła w tytoniowy nałóg. Żeby wymazać wszystko z nim związane - rzuciła też palenie kilka dni po rozstaniu).
-Jak jest tutaj w Hiszpanii? W Madrycie? - Zapytał za jakiś czas.
-Obchodzi cię to? - Julita nie zamierzała być miła. Chciała dać mu coś do rozumienia od samego początku aż do samego końca - chciała żeby posmakował jej ciętego języka - który z resztą znał doskonale.
-Juluś, jakby mnie nie obchodziło to bym nie pytał. - Skomentował z półuśmiechem. Wiedział, że rozmowa z nią, gdy nie ma na to ochoty, to porywać się z motyką na słońce.
-Madryt jest piękny... - Wydusiła, równocześnie przypominając sobie Karola z dnia w którym się poznali. 
Był nowym nauczycielem, który przyszedł z pobliskiego miasta. Do sali fizycznej został przyprowadzony przez samą dyrkę (która pewnie, gdy by miała dwadzieścia lat mniej, sama zakręciłaby się koło niego), z niewinnym uśmieszkiem i okularkami na nosie przywitał się z licealistami. W ręku trzymał czarną teczkę, którą na następny dzień zamienił na plecak. Julita (już z rudą czupryną) nie zamierzała czekać jak komuś innemu wpadnie w oko. Ona pierwsza spostrzegła to ciacho na celowniku. Po lekcji podeszła do niego, do tego jeszcze lekko zakłopotanego i zagubionego nauczyciela fizyki.
-Jestem Julita. - Uśmiechnęła się i podała rękę mężczyźnie za biurkiem. - W głowie mi się nie mieści, jak można być tak przystojnym...
-P-proszę? - Uśmiechnął się.
-Lubię fizykę. - Odparła niewinnie. - Ale nie rozumiem jej do końca czy mogłabym prosić o jakieś zajęcia pozalekcyjne? 
-J-jasne. - Jąkał się i dopiero teraz skumał, że uczennica go podrywa. Zastosował ten sam chwyt. - Przepraszam, ja jestem Karol. - Uśmiechnął się.
-Zapamiętam. - Odparła Julita i zgrabnie kręcąc pupą po zmierzała do wyjścia, a nauczyciel odprowadził ją wzrokiem.
-Zapamiętaj to imię, bo będziesz je krzyczeć. - Powiedział do siebie, ale w taki sposób, by Julita to usłyszała. Machinalnie się odwróciła.
-Słu-słucham? 
-Też lubię fizykę, dlatego jej uczę. - Odparł dumnie ze założonymi rękami na piersi i z dwuznacznym uśmieszkiem na twarzy. Teraz nie był już wcale niewinny i zagubiony.
-A już myślałam, że mnie pan podrywa. 
-Nie śmiałbym. - I wyszła rzucając krótkie "do zobaczenia". 
Mniej więcej za kilka dni misja "Karolek" zaczęła dawać zadowalające skutki (opłacało się nosić głębokie dekolty i prowokować na każdym kroku, czy to w ławce czy przy tablicy):
za szkołą, w jedynym miejscu gdzie nie było kamer, nauczyciel Karol przywarł Julitę do ceglanej ściany i przygniatał jej ciało swoim. Całował ją namiętnie. Najpierw w usta, później w szyję i w dekolt. Za każdym razem żałował co robi, bo wiedział, że robi źle, ale nie umiał się powstrzymać.
-Nadal sądzisz, że mnie nie podrywasz?
-Tak. - Pocałował ją kolejny raz w tamten pamiętny dzień.
Julicie zachciało się śmiać. Uważała, że była wtedy szczeniacką gówniarą i że dopiero teraz wygląda dojrzale jak na kobietę przystało. I w pewnej chwili zapragnęła, żeby ją przygniótł swoim ciałem i obdarował milionem pocałunków, ale nie umiała zapomnieć jak bardzo ją zranił. Ten cierń siedział gdzieś tam w środku i za każdym razem gdy sobie to przypominała to bolało ją od nowa tą samą siłą. Jednak skusiła się. Chciała poczuć jego język na swoim i wypróbować, czy nie wyszedł z wprawy.
Momentalnie wyrzuciła niedopałek i przylgnęła do niego jak pijawka. Nie spodziewał się tego. Opatuliła go nogami, gdy wziął ją mocno w ramiona. Ich języki zaczęły tańczyć ze sobą. 
-Kocham cię! - Wykrztusił Karol i pocałował ją w szyję. Prawdopodobnie przeczytał to jako "między nami już wszystko ok". 
-Nigdy ci nie wybaczyłam. - Odparła i uwolniła się z jego objęć. Po czym ruszyła korytarzem w stronę sali na której leżała Delfina, a Karol za nią.
-Pablo?! Co się stało? - Zapytała mijającego ją Pabla, który trzymał się za krwawiący nos.
-Jakiś zasrany goryl uciekł z klatki. - Odpowiedział tylko i pobiegł w stronę jakiejś najbliższej pielęgniarki. Ten goryl na pewno miał na imię Darek. Nie miała do tego żadnych wątpliwości.
-Kto to był? - Zapytał Karol. Nie odpowiedziała, maszerowała dalej w stronę pokoju siostry. Gdy stanęła na przeciwko jej drzwi, przez okienko ujrzała swoją matkę i ojca. Siedzieli oboje przy niej i szeptali coś między sobą. 
Bum!
Apokalipsa. Za rogu wyszedł  we własnej osobie Sergio Ramos.
-No nie, a ten tu czego?! - Wymamrotała pod nosem. Trzymał bukiet żółtych tulipanów.
-Kto to? - Zapytali prawie równocześnie, mierząc się spojrzeniem. Wtedy Julita mogła wymyślić intrygę w której zraniłaby któregoś z nich np. przez obściskanie Sergia i wyznanie mu miłości, Karol poczułby się niemało dotknięty, albo na odwrót. Jednak nie wykorzystała żadnej opcji. Wolała ich sobie przedstawić jak na to zasługują. 
-Więc... Sergio, to jest mój były, który zdradził mnie z naszą chwilową opiekunką do dziecka. Do winy oczywiście sam się nie przyznał, musiała go uprzedzić opiekunka, którą gryzło sumienie. Taki tam pieprzony dupek - Karol Karaś. - Uśmiechnęła się gorzko. - Karol, to jest Sergio Ramos, piłkarz Realu i równocześnie największy drań, który złamał mi serce, bo chciał przelecieć tanią dupę. Na imprezie na którą nie raczył mnie zaprosić, ciekawe czemu? - Skończyła z sztucznym uśmiechem i co tchu pognała w kierunku wyjścia. 
-Julita! - Wołali za nią, próbując ją dogonić. 


2 komentarze:

  1. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Ciekawe czy Julita wybierze Karola czy Sergio, a może będzie z Pablo? Ciekawa też jestem jak to będzie z Özilem i Delfiną.

    Rozdział jak zwykle - świetny! Czekam na więcej! :)

    A tak swoją drogą uwielbiam Twój styl pisania - zakochałam się od pierwszego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A gdzie Mesut i Delfina ?!!!
    Ja bez nich żyć nie mogę xD
    Ja już chyba kochana nie musze się wypowiadać na ten temat prawda co o tym sądzę ♥

    OdpowiedzUsuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.