2013-08-19

| rozdział 7.|

Życiowa zagadka?

To było któregoś październikowego dnia, gdy pachniały kasztany, a drzewa całkiem jeszcze nie zrzuciły swoich sukni w postaci liści, Mesut wybrał się na stadion w Madrycie z przyczyn pracy i z przyczyn, których sam nie znał.
Szedł uśmiechnięty, ale nieszczęśliwy - posiadał wielu przyjaciół, ale był samotny. Samotność to nie brak towarzystwa, lecz brak relacji. Brakowało mu ciepłych relacji, które mogą łączyć tylko kobietę i mężczyznę.
Dotąd szedł przez życie w pojedynkę.
I mu to nie przeszkadzało. Nie czuł smutku na duszy z braku kobiety przy swoim boku. Wystarczała mu miłość do grania, a dostawanie jej od swoich przyjaciół na boisku i od rodziców. Chyba, że nie znał wnętrza samego siebie...
Był prawie jak człowiek po utracie pamięci, ale w jednej chwili wszystko wróciło: zaznał smak wspomnień, wolności i dzikiej miłości.
Wszedłszy do środka obiektu sportowego przywitał się ze swoim przyjacielem z klubu, któremu obiecał, że spotkają się w szatni. Na jesienną porę, nie byli odziani w ciepłe swetry, lecz w koszulki sportowe, jakby zaraz miał odbyć się trening albo sparing.
Stadion w środku był po prostu piękny. Taki widok cieszył każdego prawdziwego pasjonata. Niebieskie z plastiku krzesełka błyszczały w jesiennym słońcu, zielona murawa, była tak zielona, że aż wydawało mu się, że do niego krzyczy: "wejdź, zagraj, wypróbuj mnie". A z daleka, wielki napis "REAL MADRID CF" odebrał mu mowę. Czuł się tam jakby odkrył wyspę, którą nikt wcześniej nie odkrył, a przecież bywał tam prawie codziennie. Zdumiewało go swoje zachowanie, ale po chwili zrozumiał jaki był tego powód. Gdy się odwrócił, stanęła przed nim niebieskooka dziewczyna. Skromne ubranie jakie miała na sobie, jeszcze nigdy nie wzbudziło w nim tyle emocji i podniecenia. Zwykłe spodnie i koszulka. Włosy spięte w koński ogon, a makijaż zastąpiony uśmiechem.
-Przepraszam, chciałby pan wspomóc organizacje charytatywną? - Odezwał się niebieskooki anioł.
-W jaki sposób mógłbym pomóc?
-Przez kupienie czegoś w naszym stoisku... - Uśmiechnęła się - Zaprowadzę...
-Czy można płacić kartą? - Przerwał jej. Dziewczyna tylko przytaknęła.
-Mam kartę w szatni, musiałbym po nią pójść...
-Nie ma problemu. - Odparła i Mesut odniósł wrażenie, że chętnie mu potowarzyszy. Schodząc pod parter do szatni, nie rozmawiali ze sobą, ale posyłali sobie wzajemnie uśmiechy, pełne delikatności i nieświadomości, co przeżyli ze sobą.
Wewnątrz przebieralni, Mesut wpadł w wir wspomnień. Jakaś siła nim zawładnęła, że pragnął jej dotknąć, poczuć na sobie jej dotyk... był to huragan namiętności, który dał radę dobrnąć do niego przez poczucie w nozdrzach zapachu jej perfum. W dodatku w szafce znalazł zdjęcie z jej śliczną buzią. W rogu szatni Ramos szukał czegoś zawzięcie.
-Znalazł pan, tą kartę kredytową? - Spytała. A Mesut po prostu nie mógł się oprzeć pokusie.
Kładł kartę bardzo powoli na jej dłoni... powoli, powolutku i już... gdy nagle z największą czułością objął ją w pół i przechylił nad ziemią, jak w czasie tańca.
-Na prawdę nie pamiętasz mnie, Delfino?
-Delfino? Skąd pan...
-Nie pamiętasz mnie? Nie pamiętasz mojego dotyku? - Piłkarz sentymentalnie chwycił ją za rękę i splótł z nią palce. - Moich par oczu, które zawsze wpatrzone były tylko w ciebie... mojego uśmiechu, który pojawiał się na twój widok? A wszystkie chwile spędzone razem? Te nad jeziorem... Na przyjęciu żegnającym sezon... co z naszymi wyznaniami miłosnymi? Nie dotrzymałaś obietnicy... nigdy nie zatańczyłaś dla mnie...
-To wszystko bardzo piękne, ale...
-A! Jeszcze to! Przepraszam, że to zrobię, ale muszę! - Subtelnie chwycił za końce jej bluzki i podniósł ją na wysokość tatuażu.
-A ten tatuaż?! - Prawie wykrzyknął.
-A to... - Dziewczyna uśmiechnęła się bez przejęcia. - Byłam młoda i głupia. - Poprawiła koszulkę i posłała obojętne spojrzenie w stronę kolegi Mesuta.
-A te inicjały D. i M.?! - Teraz był pewny, że się nie myli, że to piętno ich miłości.
-...Delfina Martini? - Odpowiedziała beznamiętnie. - Przepraszam, ale powinnam już wracać... jeśli chciałby jeszcze pan... coś zakupić to... stoisko stoi przed wyjściem... no, więc... pójdę już. - To były jej ostatnie słowa, gdy zniknęła na korytarzu. Mesut nic nie rozumiał. Przecież to była jego Delfina! Jego najukochańsza czarna perła!
-Stary, co to była za dziewczyna? - Spytał Sergio za chwilę.
-Jak to? Przecież Delfina. Umawiasz się przecież z jej siostrą....
-Siostrą? Julita nie ma siostry...

Do narządu słuchu niespodziewanie dobiegł mu dźwięk pipania: "Pip.. pip...pip..." po czym ujrzał monitor pacjenta. Rzęsy miał wilgotne od łez, a na czole odbił mu się zegarek, bo głowę opierał na ręce. Tak się cieszył, a równocześnie tak bardzo chciało mu się płakać. Pokój nie zmienił się, gdy go ostatnim razem widział: ta sama kanapa podpierała okno, te same obrazy na ścianie i niestety ta sama pacjentka...
-Nie uwierzysz, Delfinko, jaki śnił mi się koszmar. Mam nadzieję, że ciebie nie dręczą takie sny... przyśniło mi się, że mnie zapomniałaś... wszystkie wspomnienia i nawet tatuaż... nic sobie nie przypominałaś. To było straszne, dobrze, że to był tylko sen. - Uśmiechnął się nie wyraźnie i chwycił ją za rękę, przedtem ją całując. Uwielbiał przymierzać jej dłonie do swoich. Zwłaszcza ta różnica ich wielkości bardzo go fascynowała. Mógłby tam przebywać przez cały czas. Jednak miało być inaczej. Znikąd do sali wszedł mężczyzna z wadą wzroku i z lekkimi pasami siwych włosów. Wzrok miał wbity gdzieś w podłogę, ale gdy go w końcu podniósł, piłkarz już wiedział po kim Delfina odziedziczyła kolor oczu.
Mesut z przejęcia i z grzeczności na wiek wstał, ale nie wiedział co ma powiedzieć. Czy odpowiednie będzie jak przedstawi się jako chłopak jego córki? Zadręczał się pytaniami w głowie i wreszcie tata Delfiny go uprzedził.
-Jesteś tym piłkarzem... z którym zabawiała się moja córka? - Wypowiedziane słowa w pewien sposób dotknęły Mesuta, ale mimo wszystko przytaknął. "Zabawiała"? Czy Mesut był formą rozrywki?
-No tak... - Odchrząknął mężczyzna i spojrzał troskliwie na Delfinę. - Możesz iść. Ja z nią posiedzę. - Odezwał się. Piłkarz chciał przez chwilę się sprzeciwić temu pomysłowi, ale ojcu swojej dziewczyny chyba nie warto się sprzeciwiać... Chciał ulotnić się stamtąd jak powietrze, ale nie potrafił. W drzwiach go coś zatrzymało. Odwrócił się jeszcze raz, żeby na nią spojrzeć. Pan Martini to zauważył i odchrząknął.
-Wiesz... słuchaj. Lepiej będzie, gdy nie będziesz już tutaj przychodzić. I nie będziesz widywać się z moją córką. - Skończył i przysiadł się obok śpiącej. - Tak będzie lepiej.
Piłkarz poczuł jak gniecie go coś w środku. To serce, sprzeciwiało się temu rozwiązaniu: wypowiedziało wojnę. Tylko one wiedziało, co to oznacza, gdy tak po prostu stamtąd wyjdzie, żeby spoić się z szarością korytarza. Czasem serce jest bezradne.

Z bolącym sercem i policzkami piekącymi ze wstydu, że nie umiał obronić swojej miłości do tancerki, która go zniewoliła (A ojciec mówił, że się zabawiła...), wszedł na korytarz. Jak grom z jasnego nieba pomyślał, że zstąpił przed nim duch Delfiny, albo anioł. A czy to to nie to samo? Nie umiał się zdecydować. Stała przed nim i podpierała ścianę. Ten nos, te usta, te rysy twarzy. Była taka... rajska (z raju którego go wypędzono). A jej skóra - złota jak piaski pustyni. Jej orzechowe loki opadały romantycznie na ramiona i na dekolt... Na dekolt, na którym spoczywało złote serduszko ze zdjęciem powieszone na łańcuszku.
-Czy na zdjęciu to nie... - Pomyślał głośno, przez co kobieta go zauważyła i uśmiechnęła się blado. - ...Delfina i Julita. - Dokończył szeptem. Kobieta była tak podobna do Delfiny, że Mesut w pewnym momencie zgłupiał. Była taka piękna. Odchodząc wpadł na głupi pomysł, ale pomyślał, że zwariuję, gdy nie spróbuje. Już świrował, a sny dały mu jeszcze bardziej popalić. Co ma do stracenia? Nic.
-Dzień dobry. - Wyjąkał. Kobieta spojrzała na niego, a on zobaczył Delfinę. - Przepraszam, pani jest mamą Delfiny? Bardzo podobna jest do pani... - Wymamrotał. Pani Martini uśmiechnęła się mniej blado niż wcześniej i przytaknęła.
-Tak, to ja. Często nas mylą. - Zachichotała cicho, pewnie przypominała sobie szczęśliwe z nią chwilę.
-Mhm... wiem, że to może trochę dziwnie zabrzmieć, ale czy napiłaby się pani w kawiarni na parterze razem ze mną... kawy? - Spytał i tylko raz poprawił włosy z zawstydzenia. Zgodziła się nad wyraz szybko.

***

Julita znalazła się w wielkiej oszklonej willi. Gdy stała przed szybą z widokiem na basen, przed oczami widziała tylko scenę zdrady. W sumie widziała dwie sceny, na każdej zagrała rolę pokrzywdzonej. Na dworze w dalszym ciągu się nie przejaśniło, ale już nie padało. Od przyjścia siedzieli w milczeniu, a minęło już kilka godzin. Sergio dał jej ręcznik, by się wysuszyła, a sam się przebrał. Zaproponował jej także inne ubranie, ale tylko podniosła brwi, że jeszcze ma czelność proponować takie coś, więcej już się nie odezwał. Nie przerywali ciszy, przez którą powinni wykrzyczeć swoje uczucia - te pozytywne i negatywne. Powinni chociaż spróbować. Ciszę nagle przerwał telefon.
-Halo? - Odebrał piłkarz. - Hmm... - Rzucił zmieszane spojrzenie Julicie i wyszedł z dużego pokoju.
-Czyżby następna lafirynda? - Skomentowała na głos, w ojczystym języku. Za kilka minut Sergio wrócił.
-Mówiłaś coś?
-Do ciebie? Nie. Wolę towarzystwo kanapy. - Założyła ręce na piersi i wydęła usta. Sergio się cicho roześmiał, co Julitę jeszcze bardziej podgotowało.
-Co cię, tak rozśmieszyło?! - Zapytała jadowicie.
-Kanapa... - Odparł po chwili. - Czy nie możemy porozmawiać w końcu jak normalni ludzie? Dałaś mi już nauczkę. Pamiętasz? Na przyjęciu. Teraz moglibyśmy pogadać...
-O czym?! - Julita aż wstała z kanapy na której siedziała. - O czym tak namiętnie chcesz gadać?! Jak chcesz to gadaj, a potem daj mi święty spokój! - Sergio stanął naprzeciwko niej. Teraz było widać różnice wzrostu między nimi, gdy Julita stała boso.
-Zawsze jesteś taka pyskata?!
-A ty taki dumny?!
Krzyczeli. Równocześnie. Oboje dali upust swoim emocjom i uczuciom. Stali na przeciw wytykając się palcem. Gdy skończyły się zarzuty, oboje ucichli.
-Jak ma na imię twoja córeczka? - Zapytał szeptem. Znowu spowodował, że Julitę zamurowało. Nie spodziewała się takiego pytania. Myślała, że nienawidzi ją tak samo jak szpetnych epitetów, których użyła w czasie awantury.
-Helena... - Odparła, wtem usłyszeli w pobliżu dźwięk policyjnej syreny, a za oknem spostrzegli migoczące czerwononiebieskie światło. Ile jeszcze wydarzy się tragedii? - Pomyśleli wpatrzeni w siebie.


Hej, ten rozdział dłuższy niż poprzedni :)
Przepraszam, że tak długo musieliście
na niego czekać... :)
Dla poprawienia humoru powiem,
że startuje niedługo mój
nowy blog :) 
Będzie można tam poczytać o 
toksycznej miłości Matthew'a 
i Jeann, akcja rozgrywa się w USA.
Zapraszam! >>TUTAJ<<
Tak poza tym, jak Wam mijają wakacje?
Mi bardzo szybko... niestety wszystko
co dobre, szybko się kończy.
Ps - Pomysł z tym snem Mesuta -
sam mi się dzisiaj przyśnił, tyle,
że trochę pozmieniałam i dodałam,
bo było by bez sensu :P
Pa, pa
Bunko :)

8 komentarzy:

  1. NIE STRASZ MNIE TAK NIGDY WIĘCEJ, BŁAGAM :( Ja tu przeżywam w sercu katusze, a Ty, że to tylko sen :D Rozdział jak zwykle cudowny! Zaczytałam się jak nie wiem. Co do ojca Delfiny - już go nie lubię. Nawet bardzo. A co do Sergio... Zdaje mi się, że Julita będzie z nim bardzo szczęśliwa, choć na pewno ta miłość nie będzie łatwa :> JAK ZWYKLE CZEKAM NA WIĘCEJ :)

    A co do Twojej dopiski... Będziesz pisała o Andersonie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak swoją drogą obrazek z Mesutem sprawił, że zrobiło mi się smutno, dzięki :(

      Usuń
    2. O przepraszam :c. Nie, nie o Andersonie. Postacie sa w 100% wymyślone :)

      Usuń
  2. Ten sen nieźle mnie wystraszył.. Jesteś niesamowita! Podziwiam, ciągle podziwiam Twój talent. Piszesz tak lekko i przyjemnie.. Kocham sposób, w jaki tworzysz zdania, pięknie dobierasz słowa. KOCHAM

    OdpowiedzUsuń
  3. Już mi się nie podoba ojciec Delfiny, przecież nie może zabronić Mesutowi przychodzić. W ogóle, tak mnie przestraszyłaś z tym snem, że w ogóle, myślałam, że na zawał zejdę :D
    Zapraszam na ostatni rozdział:
    http://bedlaamite.blogspot.com/
    Oraz na prolog:
    http://betweenourhearts.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.