2013-10-06

| rozdział 10.| +quiz

Tytuł w formie zagadki:
Co daje motywacje, uskrzydla, dodaje wiary i jest źródłem ciepła?

Madryt jest pięknym miastem, każdy, kto tam mieszka - chce wyjechać, a kto mieszka gdzie indziej - o niczym innym nie marzy jak się tam przeprowadzić. Każdy śni po swojemu i każdy musi się sparzyć sam, żeby nie popełnić tego błędu jeszcze raz.
Do pokoju, przez białą firankę zawitało światło. Ptaki już wzbijały się w błękitne niebo, żeby pochwalić się wolnością, w którymś  też momencie rozbrzmiał denerwujący dzwonek budzika, który nastawia się z przymusu i obowiązku.
-Szlag! - Zaklęła pod nosem Julita. - Już ósma? - Przewróciła się na drugą stronę łóżka, żeby móc dosięgnąć budzik. Klapnęła go otwartą dłonią, ziewnęła i spojrzała jak co dzień, na zdjęcia przy łóżku. Przedstawiały one cały jej świat. Zaczynając od rodziców, przez Delfinę i Helenę, a kończąc na Sergio. Kochała piłkarza. Cholernie mocno go kochała. Nie wyobrażała sobie dnia, gdy by miało go zabraknąć. W pewnym sensie wypełnił w niej tą pustkę, po Delfinie.
Za kilka minut pozbierała się z łóżka i odziała w satynowy szlafrok, równocześnie zakrywając przy tym króciutką koszulę nocną. Stopy zatopiła w miękkich bamboszach i zabrała się za ścielenie łoża. Zmieniła się diametralnie przez te kilka ciężkich miesięcy. Bez mała dojrzała i stała się wreszcie prawdziwą "starszą siostrą" w pełni tego znaczenia. Ale zdawała sobie sprawę, że stało się to zbyt późno, ale nie traciła nadziei, bo z nadzieją się urodziła. Żyjąc z Karolem i gdy życie ją nie rozpieszczało, gdy okazało się być szarym bezsensownym miejscem - zawsze miała ją przy sobie, żeby nie popełnić największego głupstwa i zbrodni wobec siebie i Boga - pozbawiając się życia, największego daru, który otrzymaliśmy za darmochę. Wiedziała to, a nic ją nie popchało w stronę Delfiny, żeby ją przed tym ustrzec.
Była złą starszą siostrą.
I wiedziała o tym najdoskonalej ona sama. Gdzieś głęboko obwiniała siebie za wszystko. Patrząc przez okno na budzący się do życia nowy dzień, gdybała, zapominając o Bożym świecie.
-Chciałabym zamienić się w ptaka... i odlecieć. Tak po prostu. - Rzekła i opuściła firankę. Następnie wyszła z przestronnej sypialni i pokierowała się migdałowym korytarzem w kierunku dziecięcego pokoju.
Uchylając leciutko drzwi do niego, ujrzała na środku pokoju różowe łóżeczko, a w nim śpiącą śliczną dziewczynkę. Ściany były oklejone tapetą w misie, tak samo jak meble. Na całe pomieszczenie patrzyło kwadratowe okno z pluszakami na parapecie.
Julita Filippa, cicho jak myszka podeszła pod dziecięce łóżeczko i przejechała z czułością po głowie dziewczynki, po czym cmoknęła ją w środek czoła.
Helenka miała blond kręcone włoski i duże okrągłe niebieskie oczy, które zdecydowanie odziedziczyła po mamie. Uśmiech należał do Karola. Ten pełen tajemniczości i subtelności.
Kochała to małe ciałko, (choć przypominało jej o osobie, którą wolałaby zapomnieć) i nic nie zapowiadało się na to, żeby kiedyś przestała.
Była to jej największa nadzieja i największe szczęście; oczko w głowie. Gdyby jej ją zabrano - spokojnie mogliby stwierdzić zgon na miejscu.
Jednak nic takiego nie mogło się stać, bo sąd przyznał jej pełną opiekę rodzicielską, a Karolowi ją ograniczył.
Julita wbiła w nią wzrok. Po dziesięciu minutach była już na dole i przygotowywała śniadanie. Właśnie smarowała chleb masłem, gdy coś przykuło jej uwagę. Mianowicie jej telefon migał i migał. Odłożyła nóż i kromkę i po zmierzała pod stół, żeby uchylić rąbek tajemnicy.
Wziąwszy w rękę telefon spostrzegła nieodebrane połączenia od Mesuta i Sergio. I jedną wiadomość.
"Dlaczego Mesut dzwonił do mnie w nocy!?" - Zastanawiała się, a potem przeczytała wiadomość od niego. I już było wszystko jasne: rozpaczał.
Julita znała idealnie takiego Mesuta. Zawsze uśmiechnięty i w centrum uwagi zmienił się w faceta unikającego ludzi, jakikolwiek rozmów i znikającego jak zjawa. W ogóle schudł ostatnio i stracił apetyt, i ogólnie zachowywał się jakoś dziwnie, jakby nie on. Julita rozumiała go - czuła to samo, ale się kamuflowała, a on - robił to wszystko jawnie, miał to gdzieś co ludzie pomyślą.
Jakiś czas później, dostarczyciel przywiózł jej pod dom świeże mleko i gazetę. Gdy przeczytała nagłówek prawie spadła ze schodów. Dotyczył on zdesperowanego piłkarza, innymi słowy: Mesuta Oezila.
"Czyżby to koniec kariery? Zdesperowany piłkarz chcę skończyć z piłką"
Julita ze wściekłością wróciła do środka i rzuciła z tymi samymi emocjami gazetą o stolik. Jak mogli dać taki wredny nagłówek?! Zdesperowany? Możliwe, ale czy musiał od razu dowiedzieć się o tym cały świat? Nie mieściło się to Julicie w głowie.
Bezradnie przysiadła na fotelu i wzięła gazetę do ręki, żeby przeczytać to jeszcze raz. Nie wierzyła jak mógł podjąć taką decyzję?! Wybrał chyba najgorszą opcje z możliwych... Nie chyba - a na pewno.
Złapała co tchu telefon w rękę i wybrała numer Sergio, ale odezwała się poczta głosowa.
-Hej, Sergio, musisz natychmiast pogadać z Mesutem! To bardzo ważne! Sprawa życia i śmierci! Pa! - Nagrała się na pocztę, a po chwili skapowała, że zapomniała powiedzieć o sednie sprawy. Wkurzona na siebie, wykręciła tym razem numer Mesuta. Zdarzyło się to co przypuszczała - nie odbierał. Spojrzała na zegarek - 9.00 - Pewnie mają poranny trening. - Pomyślała i zerwała się na równe nogi.
Załatwię to sama. - Zdecydowała.
Za dwadzieścia minut już zawoziła Helenkę do babci (która, o dziwo wynajęła w hotelu pokój i nie wyjechała), a potem na lotnisko.
Bilet pierwszym samolotem o 10.00 do Berlina pomogli załatwić jej przyjaciele, których poznała przez Sergio.
Punktualnie samolot wzbił się w niebo, a Julita mogła przymknąć powieki, żeby w spokoju pomyśleć co mu powiedzieć.
O dwunastej byli już nad Berlinem.
Julita w obcasach i w czerwonej sukience pomknęła pod stadion na którym trwał trening (przed wyjazdem, wypytała Sergio o wszystko. Jaki hotel, jakie boisko itd, toż był to jej facet, a ona była jego kobietą, więc musiała wiedzieć wszystko, co do jednego).
Taksówka dowiozła ją pod sam stadion. Sprytem i przebiegłością przedostała się przez masę kibiców i ochroniarzy i wbiegła na murawę. Przed oczami stanęli jej piłkarze, zgromadzeni w koło trenera. Ale nie widziała nigdzie Mesuta.
-Ju-li-ta?! - Krzyknął zaskoczony Sergio i z szerokim uśmiechem po zmierzał w jej stronę z otwartymi ramionami. Reszta piłkarzy, a zwłaszcza trener wyglądali jak zbici z tropu.
-Co tutaj robisz, kochanie?! - Zapytał Sergio, gdy ją porządnie wyściskał.
-Muszę natychmiast pogadać z Mesutem! Gdzie on jest?
-Na ławce, ale... - Urwał, bo Julita oddaliła się w pośpiechu. Trener miał nie zadowoloną minę. Miał taką samą minę, jak dowiedział się rano, co Mesut robił zeszłej nocy - nie musiał długo się nad tym zastanawiać: zapach i podkrążone oczy wszystko zdradziły.

-Mesut! Mesut! - Krzyczała Julita w biegu. Gdy w końcu go zobaczyła. Siedział z głową podpartą na rękach i wyglądał jak kupa nieszczęścia.
-Mesut? - Zawołała jeszcze raz, gdy była tuż obok. Nawet nie drgnął. - Dlaczego nie reagujesz jak cię wołam?
-Nie mam ochoty na rozmowę. - Wymamrotał.
-Wiesz w ogóle kto przed tobą stoi? - Zapytała lekko zirytowana, ale nie dała tego po sobie poznać. Jak po użyciu czarodziejskiej różdźki, piłkarz podniósł głowę i popatrzył na nią smutnym wzrokiem, jednak nie odezwał się tyci słowem.
-Przyjechałam, do ciebie. Dzwoniłeś, chciałeś pogadać? To jestem. Wyżal się, śmiało. Dobrze ci to zrobi. Czemu nie trenujesz razem z nimi? - Zapytała i przysiadła się obok niego.
-Mam karę. - Wytłumaczył. - W nocy się nie oszczędzałem... no wiesz.
-No, zgaduję co robiłeś... Ale przyjechałam z tobą pogadać o Delfinie. - Na dźwięk jej imienia, jego oczy na moment zabłysły. - Pamiętasz ją jeszcze, nie? - Zapytała głupkowato, żeby rozładować napięcie. - Ona na pewno byłaby szczęśliwa, gdybyś ty był szczęśliwy, więc, proszę cię nie kończ kariery.
-Nie kończ... kariery? - Powtórzył zaskoczony.
-No, czytałam dzisiejszą gazetę. Jak chodzą ci takie myśli po głowie, to musiałeś ostro uderzyć o beton. Nie wolno ci. To byłby najcięższy grzech i zbrodnia wobec świata! Słyszysz mnie??? - Szturchnęła go lekko, żeby upewnić się, czy zrozumiał.
-Julita, mam pytanie. - Odezwał się pewniejszym tonem głosu.
-Pytaj.
-Przyjechałaś tutaj specjalnie z Madrytu, bo jakiś szmatławiec napisał, że zamykam rozdział z piłką?
-No, tak...
-Normalnie jesteś moją bohaterką. - Uśmiechnął się i ją przytulił. Julitę zaskoczyło taki zwrot akcji, ale cieszyło ją to, że chociaż tyle mogła zrobić dla Delfiny. Uszczęśliwiając go - uszczęśliwiła samą Delfinę.


Odpowiedź do quizu  tutaj.

Hej kochane :*
Napisałam ten rozdział w może godzinę...
taką wenę dostałam... że masakra :)
Mam nadzieje, że się podoba :)
Do następnego, pa!!!

6 komentarzy:

  1. DOSTAWAJ CZĘŚCIEJ TAKIEJ WENY, BŁAGAM ♥

    Jak co dzień weszłam na Twojego bloga z nadzieją zobaczenia nowego rozdziału, a jak już go znalazłam to nawet sobie nie wyobrażasz jak szczęśliwa byłam! :D

    Co do rozdziału - pisanie, że jest świetny i chce więcej mogę już sobie chyba oszczędzać, nie? ;) Mam nadzieję, że dzięki Julicie Mesut w końcu odżyje... Wiem, że to tylko opowiadanie, ale jak wyobrażam sobie tak załamanego Mesuta to automatycznie chce mi się płakać :/ Nie wiem czy coś ze mną jest nie tak czy ktoś również podziela moje odczucia, ale tak niestety jest :<

    To cóż :> Liczę na kolejny przypływ weny! Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się częściej dostawać takiej weny :D
      Ja! Ja! Ja podzielam Twoje uczucia... gdy widzę Go smutnego albo Go sobie takiego wyobrażam to automatycznie się smucę. Więc z Tobą wszystko jak najbardziej w porządku! :)

      Usuń
  2. przecudny rozdział
    jeju tak mi szkoda Mesuciątka
    czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłyśmy proszone o powiadamianie, więc zapraszam na mojego bloga, gdzie właśnie pojawił się nowy rozdział.
    Mam nadzieję, że zajrzysz i zostawisz komentarz.

    http://blaise-georgia.blogspot.com/

    Zapraszmy! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Prosiłaś o powiadamianie, tak więc:
    Nowa notka u nas! :D
    Mam nadzieję, że wpadniesz i zostawisz komentarz. ;)

    http://blaise-georgia.blogspot.com/

    Zapraszamy ♥

    OdpowiedzUsuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.