Nie mogę spalić tego mostu, bo ciągle na nim stoisz.
-Chyba kpisz.- Skontrowała przyszła samobójczyni. - Wiem kim jesteś: Mesut Ozil, piłkarz Realu Madryt, trener stawia cały mecz na jedną kartę, gdy chodzi o ciebie w składzie. Jesteś najlepszym asystującym graczem w całym Madrycie, a może i w całej Europie... - Skończyła swój wywód, wzdychając, a Mesut pokiwał znacząco głową i założył ręce na piersi.
-Chyba kpisz.- Skontrowała przyszła samobójczyni. - Wiem kim jesteś: Mesut Ozil, piłkarz Realu Madryt, trener stawia cały mecz na jedną kartę, gdy chodzi o ciebie w składzie. Jesteś najlepszym asystującym graczem w całym Madrycie, a może i w całej Europie... - Skończyła swój wywód, wzdychając, a Mesut pokiwał znacząco głową i założył ręce na piersi.
-W ostatnim czasie - Odchrząknął – miałem przerwę.
„Przerwa” czyli inaczej mówiąc „załamanie nerwowe”.
-Słyszałam... widziałam także nagłówki w gazetach o mniemanym zakończeniu kariery, od razu przerzucałam na następną stronę, gazety tylko obrabiają dupę, a ludzie jeszcze płacą, żeby o tym czytać. Czysta paranoja.
-Zgadzam się. - Odpowiedział piłkarz.
Oboje stali na wysokim murku, a zimny wiatr dmuchał im milionem igieł w twarz. Piłkarz popatrzył w dół, wtedy strach sparaliżował mu calutkie nogi. Podstępny podmuch wiatru popychał go, żeby przywitał się ze śmiercią. Oczami wyobraźni zobaczył swoje ciało nabite na iglaste drzewa lub zupełnie przekształcone, zmiażdżone przez upadek na żelazne tory. Te wizję w jego głowie natychmiast go otrzeźwiły. „Muszę stąd zejść” - pomyślał równocześnie i niezbyt niezauważalnie popatrzył na desperatkę.
-Dlaczego chcesz, to zrobić? - Spytał. Dziewczyna spiorunowała go spuchniętym wzrokiem.
-A ty?! Ty masz wszystko, zaczynając od pieniędzy przez sławę, a kończąc na samych sukcesach... masz fanów, którzy cię uwielbiają...
-Może i tak, ale jednak nie jestem szczęśliwy. - Skwitował i wsadził ręce do kieszeni. Dziewczyna jakby ugryzła się w język, patrzyła teraz na niego zaskoczonym i współczującym wyrazem twarzy.
-Co się stało? - Zapytała. Miała w nosie, czy jej odpowie, czy nie. W końcu za chwilę jej życie miało się skończyć. Wszystko jej wisiało, desperacja zjadała ją od środka.
-Kocha innego. - Odparł beznamiętnym tonem, chociaż dziwnie się czuł to wypowiadając. "Kocha innego"? Przecież mieli być ze sobą już na zawsze... a tutaj pech, a później taka długa rozłąka... może jednak powinien odpuścić? W końcu zrobiła to w pewnym sensie przez niego...
Mesut miał burzę w głowie, bił się ze swoimi myślami w głowie, sam już nie wiedział, co powinien zrobić. W pewnym sensie Delfina była jego życiem. Kochał. Tak na prawdę - nie na niby. Może powinien odpuścić? Ważne, że ona była szczęśliwa...
-Zawalcz. - Zaproponowała. Piłkarz usłyszał te słowo dokładnie, ale nie wiedział co ma na nie odpowiedzieć. Niby przestał walczyć, potem Delfina się pojawiła i iskierka nadziei znów w sercu rozbłysła, a później w "A la luz de la luna" zgasła jak dmuchnięta zapałka. A teraz znikąd pojawiła się ona i mówi "zawalcz" jakby znała ich historię od początku do końca, a tak na naprawdę nie wiedziała nic. Nic a nic.
-To nie jest... - "takie proste" chciał powiedzieć, ale mu przerwała.
-To jest proste. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo... a przy okazji sprawdzisz, czy jej uczucie od początku było prawdziwe. Nie dasz jej satysfakcji z tego, że cię zostawiła. Ona tylko na to czeka, a ty okażesz się silniejszy i nie wpadniesz w ramiona jej intrygi, ale stworzysz swoją własną, którą ją powalisz.
Piłkarz puścił do niej zdumiony uśmiech.
-Sama to wymyśliłaś? - Spytał za moment z ciekawskim uśmiechem.
-W sumie pomogły mi w tym zielone pigułki. - Odparła, a piłkarz drgnął z niepokojem, a dziewczyna pierwszy raz od całej rozmowy się uśmiechnęła. - Żartuję! - Dodała za chwilę. - Jestem Irma. - Podała mu rękę, a piłkarz serdecznie ją uścisnął.
-Mesut. - Powiedział.
Irma uśmiechnęła się tajemniczo i popatrzyła przed siebie. Powierzchnie okalała mgła gęsta jak mleko, ale piłkarz wyraźnie dostrzegał jej piegowatą twarz.
-Skąd się tutaj w ogóle wziąłeś? Śledziłeś mnie?
-Nie! - Prawie krzyknął. - Musiałem pomyśleć w samotności, a wtedy zobaczyłem ciebie...
-I co pomyślałeś? "Co za idiotka", "takie osoby od razu trzeba wysłać do świrów" co? - Wyszczerzyła się w uśmiechu, a oczy błyszczały jej od łez. Piłkarz zmarszczył brwi chciał się odezwać, ale ponownie mu zagrodziła.
-Nie musisz nic mówić, każdy tak myśli o osobach, które chciały popełnić samobójstwo.
-Moja dziewczyna prawie się zabiła...
Nawet nie wiedział czemu to powiedział. Może stwierdził, że ona zrozumie jego uczucia najlepiej. Chociaż wiedział o niej tylko tyle, że ma na imię Irma i nienawidzi życia.
-Na prawdę? Nie wiedziałam... przepraszam... dawno to było?
-Jakiś rok temu. Kilka dni temu dopiero dowiedziałem się, że przebudziła się ze śpiączki, w której już nie była od kilku miesięcy... - W końcu to powiedział na głos. Przez cały czas te słowa nie umiały mu przejść przez gardło. W ciągu ułamku sekundy łzy zaczęły kuć go w oczy, a w głowie miał tylko obraz swoich przyjaciół.
Irma jak oparzona podskoczyła do niego i objęła go ramieniem. Z miejsca którego uciekła nauczyła się współczucia.
Piłkarza zaskoczyła taka szybka reakcja, ale milczał. W ogóle dziwnie się czuł, będąc w jej ramionach, gdy przepaść na niego patrzyła, a wiatr starał się mu podstawić nogę i zaprószyć widzenie. Jednak nie protestował, dziwny gest był lepszy niż jego brak.
Za kilka minut pomógł jej zejść z murku.
-Jesteś moim aniołem stróżem. - Stwierdziła za chwilę. Kolejny raz zaskoczyła piłkarza. Nic jej na to jednak nie odpowiedział. Był zbyt zajęty myśleniem o dziewczynie, która tańczyła z kimś innym kilkanaście metrów stąd...
-Irma? - Spytał za moment, by rozpocząć rozmowę. Irma przytaknęła. - Jesteś z Madrytu?
Dziewczyna pokręciła głową.
-Nie. - Odchrząknęła jakby chciała zamknąć już ten temat. Mesut zauważył, że nie chce o tym gadać, więc postanowił zmienić temat, gdy miał już zacząć mówić o czymś innym, momentalnie sama się odezwała.
-Nie jestem z Madrytu, nawet nie kibicuję Realowi. Jestem z okolic, nie czepiaj się mnie... jestem Irma Mornezo nazywana przez przyjaciół Saúco czyli Czarny Bez. Uciekłam ze szpitala, bo ponoć zagrażam sama sobie, więc rodzice postanowili, że tak będzie lepiej. Uciekłam i nie żałuję. Możesz zadzwonić na policję, ale i tak ucieknę... A w ogóle to nie zdążysz zadzwonić, bo-bo-bo mnie już tu nie będzie...
-Serio? - Zapytał, ale odpowiedź nie była mu dana. Śnieg zaprószył im pole widzenia i pole oddychania. W te pędy zaczęli iść w stronę ścieżki, którą oboje wydeptali w śniegu, a równocześnie, żeby ukryć się nieco w zadrzewieniu, gdzie znajdowała się dróżka. Tam nieco mniej docierały opady śniegu, zatrzymane przez korony drzew.
Śnieg padał i padał. Irma założyła kaptur oliwkowej kurtki, a Mesut poprawił sobie szalik.
-To prawda, co powiedziałaś? Czy znowu żartujesz? - Ponowił pytanie. Irma opatuliła się swoją marną jak na zimę kurtką i popatrzyła w dół, gdzie można było już zobaczyć leciutki cień budynku i zaparkowanych przy nim samochodów.
-Zimno mi. - Wyszeptała jak ptaszek, tak niewinnie i cichutko. Mesut od razu ściągnął swój szalik i obwiązał go ciasno wokół jej nagiej zmarzniętej szyi.
-Chodź, zawiozę cię do domu. - Odparł machinalnie i równocześnie wziął ją w objęcia.
-Nie! - Krzyknęła. - Znaczy... nie dziękuję...
Mesut błądził oczami po jej twarzy i tak na prawdę nie wiedział co w niej siedzi. Nawet nie wiedział, czy mu nic nie zrobi, gdy pójdzie spać. Jednak zaryzykował.
-Jeśli jesteś świrnięta, pamiętaj, że ja też jestem. - Uśmiechnął się i poruszał cwaniacko brwiami. Irma uniosła lekko kąciki ust, a buty jej brodziły w śniegu. Piłkarz niósł ją na boku jak małe dziecko, które niesie ojciec, gdy to za długo zjeżdżało na sankach niż powinno.
-Kto to? - Zapytała nagle i kazała mu się zatrzymać. Piłkarz usłuchał, po czym rozejrzał się, ale nikogo nie zobaczył.
-Tu nikogo nie ma, Irma... - Odparł zrezygnowanym tonem.
-Tam w dole. Jakaś dziewczyna.
Piłkarza zmieszało. Momentalnie popatrzył w miejsce, gdzie wskazywała palcem. Zobaczył w dole niewyraźny zarys dziewczyny o brązowych włosach, które tak uwielbiał dotykać i wąchać; o niebieskich oczach, które wpatrywały się w jego parę oczu; o uśmiechu porannego ciepłego słońca, który witał go, gdy się obok niej budził.
-To właśnie o niej ci mówiłem.
Irma wyglądała na zbitą z tropu.
-Myślałam, że nie wiesz gdzie jest i tak dalej... a ona jest na wyciągnięcie ręki. Chłopie, na co ty czekasz? Idź do niej. Jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz, czy wróciłaby do ciebie. Ej, nie przejmuj się innym facetem. Masz wszystko, żeby pokochała cię od nowa, a może nigdy nie przestała cię kochać?
Mesut jak zaczarowany schodził, wpatrując się w nią zahipnotyzowanym wzrokiem. Irma miała rację. Od początku miała rację. Powinien walczyć, a jeśli nawet, by przegrał, nie zostanie przegranym, bo tylko ten, co nie próbuje zostaję przegranym.
Piłkarz czuł jak wracają mu zdrowe myśli. Mógłby żyć bez Delfiny. Mógłby. Nagle przybyła do niego fala tęsknoty do murawy, swoich kumpli z klubu i trenera. Wszystko w ciągu ułamka sekundy znów zaczęło mieć sens: życie. Chciał wrócić. "Wielki powrót piłkarza!" - Już widział oczami wyobraźni nagłówki brukowców.
Z każdym krokiem w jej stronę, jego uśmiech rozciągał się coraz bardziej. Już wiedział! Rozmowa z nią uzdrowi go na dobre; świadomość, że nie czuje do niego urazu. Wtedy będzie mógł w spokoju odejść lub żyć razem z nią.
Wtedy był już tego pewien.
To ona była sprawczynią tego wszystkiego, a jednocześnie to ona dodała mu pewności siebie, nauczyła go kochać i dostrzegać piękno w najprostszych rzeczach. Zmieniła jego życie doszczętnie. Zahartowała go i uzależniła od siebie, jednak w którymś momencie sama uzależniła się od niego. Nie dawała sobie z tym rady, dlatego postanowiła zniknąć. Prawie tak samo jak Irma, jednak Irmę zdążył ustrzec przed tym, a Delfinę nie.
"Nazwała mnie swoim aniołem stróżem" - Pomyślał futbolista o Irmie - "czy zasługuje na takie miano?"
Gdy się odwrócił, żeby posłać jej pożegnalny uśmiech - jej już tam nie było. Czy w ogóle istniała? Machinalnie poszukał szalik pod szyją. Nie znalazł po nim śladu, więc ta dziewczyna istniała na prawdę...
-Mesut? - Usłyszał nagle swoje imię za sobą. Odwrócił się instynktownie.
Czekał na tą chwilę tak długo. Tyle straconych miesięcy, dni, godzin, sekund... tyle stracił czasu na czekanie, gdy teraz ona stoi przed nim - uśmiecha się - a on nie wie jak ma się odezwać. Wszak kiedyś słowa przychodziły swobodnie, nieopanowanie, tyle jej kiedyś chciał powiedzieć, a teraz? Była dla niego po prostu obca.
-To na prawdę ty, Mesut? - Uśmiechnęła się. - Wcale się nie zmieniłeś... - Drżał jej głos i dłoń, którą gładziła go po policzku. - Powiedź coś... - Rzuciła utęsknionym tonem. - Pomóż mi odnaleźć tamte dni...
-Ja... - Zaczął. - ...nie wiem, co mam ci powiedzieć... - skończył uciekając wzrokiem. Za moment spostrzegł, że na gałęzi jednego z drzew przywiązany jest jego szalik... "ona była aniołem stróżem" - Pomyślał.
-Chyba potrzebuję przerwy. - Powiedział nagle. Odsunął Delfinę i wsiadł do swojego samochodu, którego po chwili odpalił i odjechał. Delfina została sama na parkingu. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach, gdy bezsilnie klęczała na zimowej ziemi.... czy to wszystko zdarzyło się na prawdę?
-Nie musisz nic mówić, każdy tak myśli o osobach, które chciały popełnić samobójstwo.
-Moja dziewczyna prawie się zabiła...
Nawet nie wiedział czemu to powiedział. Może stwierdził, że ona zrozumie jego uczucia najlepiej. Chociaż wiedział o niej tylko tyle, że ma na imię Irma i nienawidzi życia.
-Na prawdę? Nie wiedziałam... przepraszam... dawno to było?
-Jakiś rok temu. Kilka dni temu dopiero dowiedziałem się, że przebudziła się ze śpiączki, w której już nie była od kilku miesięcy... - W końcu to powiedział na głos. Przez cały czas te słowa nie umiały mu przejść przez gardło. W ciągu ułamku sekundy łzy zaczęły kuć go w oczy, a w głowie miał tylko obraz swoich przyjaciół.
Irma jak oparzona podskoczyła do niego i objęła go ramieniem. Z miejsca którego uciekła nauczyła się współczucia.
Piłkarza zaskoczyła taka szybka reakcja, ale milczał. W ogóle dziwnie się czuł, będąc w jej ramionach, gdy przepaść na niego patrzyła, a wiatr starał się mu podstawić nogę i zaprószyć widzenie. Jednak nie protestował, dziwny gest był lepszy niż jego brak.
Za kilka minut pomógł jej zejść z murku.
-Jesteś moim aniołem stróżem. - Stwierdziła za chwilę. Kolejny raz zaskoczyła piłkarza. Nic jej na to jednak nie odpowiedział. Był zbyt zajęty myśleniem o dziewczynie, która tańczyła z kimś innym kilkanaście metrów stąd...
-Irma? - Spytał za moment, by rozpocząć rozmowę. Irma przytaknęła. - Jesteś z Madrytu?
Dziewczyna pokręciła głową.
-Nie. - Odchrząknęła jakby chciała zamknąć już ten temat. Mesut zauważył, że nie chce o tym gadać, więc postanowił zmienić temat, gdy miał już zacząć mówić o czymś innym, momentalnie sama się odezwała.
-Nie jestem z Madrytu, nawet nie kibicuję Realowi. Jestem z okolic, nie czepiaj się mnie... jestem Irma Mornezo nazywana przez przyjaciół Saúco czyli Czarny Bez. Uciekłam ze szpitala, bo ponoć zagrażam sama sobie, więc rodzice postanowili, że tak będzie lepiej. Uciekłam i nie żałuję. Możesz zadzwonić na policję, ale i tak ucieknę... A w ogóle to nie zdążysz zadzwonić, bo-bo-bo mnie już tu nie będzie...
-Serio? - Zapytał, ale odpowiedź nie była mu dana. Śnieg zaprószył im pole widzenia i pole oddychania. W te pędy zaczęli iść w stronę ścieżki, którą oboje wydeptali w śniegu, a równocześnie, żeby ukryć się nieco w zadrzewieniu, gdzie znajdowała się dróżka. Tam nieco mniej docierały opady śniegu, zatrzymane przez korony drzew.
Śnieg padał i padał. Irma założyła kaptur oliwkowej kurtki, a Mesut poprawił sobie szalik.
-To prawda, co powiedziałaś? Czy znowu żartujesz? - Ponowił pytanie. Irma opatuliła się swoją marną jak na zimę kurtką i popatrzyła w dół, gdzie można było już zobaczyć leciutki cień budynku i zaparkowanych przy nim samochodów.
-Zimno mi. - Wyszeptała jak ptaszek, tak niewinnie i cichutko. Mesut od razu ściągnął swój szalik i obwiązał go ciasno wokół jej nagiej zmarzniętej szyi.
-Chodź, zawiozę cię do domu. - Odparł machinalnie i równocześnie wziął ją w objęcia.
-Nie! - Krzyknęła. - Znaczy... nie dziękuję...
Mesut błądził oczami po jej twarzy i tak na prawdę nie wiedział co w niej siedzi. Nawet nie wiedział, czy mu nic nie zrobi, gdy pójdzie spać. Jednak zaryzykował.
-Jeśli jesteś świrnięta, pamiętaj, że ja też jestem. - Uśmiechnął się i poruszał cwaniacko brwiami. Irma uniosła lekko kąciki ust, a buty jej brodziły w śniegu. Piłkarz niósł ją na boku jak małe dziecko, które niesie ojciec, gdy to za długo zjeżdżało na sankach niż powinno.
-Kto to? - Zapytała nagle i kazała mu się zatrzymać. Piłkarz usłuchał, po czym rozejrzał się, ale nikogo nie zobaczył.
-Tu nikogo nie ma, Irma... - Odparł zrezygnowanym tonem.
-Tam w dole. Jakaś dziewczyna.
Piłkarza zmieszało. Momentalnie popatrzył w miejsce, gdzie wskazywała palcem. Zobaczył w dole niewyraźny zarys dziewczyny o brązowych włosach, które tak uwielbiał dotykać i wąchać; o niebieskich oczach, które wpatrywały się w jego parę oczu; o uśmiechu porannego ciepłego słońca, który witał go, gdy się obok niej budził.
-To właśnie o niej ci mówiłem.
Irma wyglądała na zbitą z tropu.
-Myślałam, że nie wiesz gdzie jest i tak dalej... a ona jest na wyciągnięcie ręki. Chłopie, na co ty czekasz? Idź do niej. Jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz, czy wróciłaby do ciebie. Ej, nie przejmuj się innym facetem. Masz wszystko, żeby pokochała cię od nowa, a może nigdy nie przestała cię kochać?
Mesut jak zaczarowany schodził, wpatrując się w nią zahipnotyzowanym wzrokiem. Irma miała rację. Od początku miała rację. Powinien walczyć, a jeśli nawet, by przegrał, nie zostanie przegranym, bo tylko ten, co nie próbuje zostaję przegranym.
Piłkarz czuł jak wracają mu zdrowe myśli. Mógłby żyć bez Delfiny. Mógłby. Nagle przybyła do niego fala tęsknoty do murawy, swoich kumpli z klubu i trenera. Wszystko w ciągu ułamka sekundy znów zaczęło mieć sens: życie. Chciał wrócić. "Wielki powrót piłkarza!" - Już widział oczami wyobraźni nagłówki brukowców.
Z każdym krokiem w jej stronę, jego uśmiech rozciągał się coraz bardziej. Już wiedział! Rozmowa z nią uzdrowi go na dobre; świadomość, że nie czuje do niego urazu. Wtedy będzie mógł w spokoju odejść lub żyć razem z nią.
Wtedy był już tego pewien.
To ona była sprawczynią tego wszystkiego, a jednocześnie to ona dodała mu pewności siebie, nauczyła go kochać i dostrzegać piękno w najprostszych rzeczach. Zmieniła jego życie doszczętnie. Zahartowała go i uzależniła od siebie, jednak w którymś momencie sama uzależniła się od niego. Nie dawała sobie z tym rady, dlatego postanowiła zniknąć. Prawie tak samo jak Irma, jednak Irmę zdążył ustrzec przed tym, a Delfinę nie.
"Nazwała mnie swoim aniołem stróżem" - Pomyślał futbolista o Irmie - "czy zasługuje na takie miano?"
Gdy się odwrócił, żeby posłać jej pożegnalny uśmiech - jej już tam nie było. Czy w ogóle istniała? Machinalnie poszukał szalik pod szyją. Nie znalazł po nim śladu, więc ta dziewczyna istniała na prawdę...
-Mesut? - Usłyszał nagle swoje imię za sobą. Odwrócił się instynktownie.
Czekał na tą chwilę tak długo. Tyle straconych miesięcy, dni, godzin, sekund... tyle stracił czasu na czekanie, gdy teraz ona stoi przed nim - uśmiecha się - a on nie wie jak ma się odezwać. Wszak kiedyś słowa przychodziły swobodnie, nieopanowanie, tyle jej kiedyś chciał powiedzieć, a teraz? Była dla niego po prostu obca.
-To na prawdę ty, Mesut? - Uśmiechnęła się. - Wcale się nie zmieniłeś... - Drżał jej głos i dłoń, którą gładziła go po policzku. - Powiedź coś... - Rzuciła utęsknionym tonem. - Pomóż mi odnaleźć tamte dni...
-Ja... - Zaczął. - ...nie wiem, co mam ci powiedzieć... - skończył uciekając wzrokiem. Za moment spostrzegł, że na gałęzi jednego z drzew przywiązany jest jego szalik... "ona była aniołem stróżem" - Pomyślał.
-Chyba potrzebuję przerwy. - Powiedział nagle. Odsunął Delfinę i wsiadł do swojego samochodu, którego po chwili odpalił i odjechał. Delfina została sama na parkingu. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach, gdy bezsilnie klęczała na zimowej ziemi.... czy to wszystko zdarzyło się na prawdę?
Serducho mi skaczę szybciej, gdy patrzę na ten Mesutowy gif *-* |
Oki potrzeba trochę podsumować te opowiadanko, więc tak:
jest to piąty rozdział z IV sezonu. Według moich obliczeń (albo i nie :P)
to powinnam zatrzymać się na dziesiątym rozdziale IV sezonu. Czyli... będziecie czytać o losach M&D jeszcze dokładnie przez 5 rozdziałów + epilog . ;-) Pomyślałam, że jestem zobowiązana o poinformowaniu Was o tych losach opowiadania. Jednak chciałabym po zakończeniu tego, zacząć pisać jakieś nowe o Mesuciątku, ale nie wiem jeszcze kiedy to nastąpi... :)) Tymczasem zapraszam Was na TRAILER mojego nowego opowiadania, o którym chyba kiedyś już tu pisałam... w każdym razie, w końcu jest! Jeszcze raz zapraszam! (a może zostaniecie na dłużej :>?)
Całusyyyy ----> Bunko
świetny, przecudowny rozdział
OdpowiedzUsuńmam do cb pytanie: dlaczego ty nam to robisz i tak rzadko coś dodajesz?
czekam na następny bo cierpie na niedosyt
Dziękuję. Przepraszam :c często mam urwanie głowy ze szkołą, rodziną itd. A jak mam czas, to wtedy zwyczajnie nie mam weny... taka już ze mnie beznadziejna osoba. Mam nadzieję, że dasz mi kolejną szansę i wybyczysz mi nieobecności :)
Usuńoczywiście
Usuńpo prostu chodzi mi o to że zawsze po przeczytaniu rozdziału mam niedosyt i chciałabym wiedzieć co jest dalej a trzeba czekać
rozumiem :) Cieszę się, że Ci się podoba :) Ps. Real wygrał przed chwilą 1 -0 :D
UsuńHuhuhuhuhu! Wchodzę sobie niczego się nie spodziewając a tam - o! Moja ulubiona autorka dodała rozdział ♥ Piękna chwila, naprawdę! :D
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania to ciekawa jestem czy losy Irmy i Mesuta się jeszcze jakoś skrzyżują :> No i dziwi mnie trochę zachowanie Mesuta względem Delfiny, ale w sumie... Kto wie jak bym zareagowała na takie coś :c Ciekawe skąd wiedziała gdzie iść. A może nie wiedziała? W takim razie gdzie jest Pablo? Po jej reakcji raczej stwierdzam, że ona jednak coś do Mesuta nadal czuje :) Czuje, prawda?
Nie zostaje mi nic tylko czekać ;) I błagam! Wiem jak to jest z weną... Czasem przez miesiąc nic i nagle w 30 minut napiszesz dosłownie arcydzieło, ale nie każ mi czekać kolejnego miesiąca! :c
Pozdrawiam!
Ulubiona autorka? <3 *płaczę ze wzruszenia*
UsuńMam pomysł/wizję na jednak inne zakończenie to tego spotkania M&D :D (ostatnie zdanie powinno zamieszać w głowie :>)
Postaram postaram postaram się dodać wcześniej niż za miesiąc. :c ! :)
Zdecydowanie ulubiona autorka! :D
UsuńJak mi tak napisałaś, a ja na spokojnie wróciłam do ostatniego zdania to chyba sobie uświadomiłam o co chodzi... ;) Trochę to przykre, ale zobaczymy czy dobrze kombinuję :)
Moja wena w tym miesiącu ogranicza się jedynie do krótkich, raczej mało logicznych zdań, ale przeczytałam! Spodziewałam się zupełnie innej końcówki. Mesut miał zawalczyć, a nie od tak sobie pojechać! ;c
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie postać Irmy, dziewczyna wydaje się być sympatyczna, a z drugiej strony lekko zagubiona. Samobójstwo to nie jest żadne wyjście. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkają z Mesutem ;)
Czekam na kolejny!
Wena to złośliwa [CENZURA] :D przychodzi zawsze w nie odpowiednim momencie!
UsuńCoś czuję , że Irma i Mesut jeszcze się spotkają ^^ Ciekawe , czemu postanowił nie wracać do Delfiny ; D No , ale na razie pozostaje mi tylko rozmyślać i czekać na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
po pierwsze, to ja zapytam kiedy kolejny rozdział, no. a po drugie to powiem, że fajnie Ci ten rozdział wyszedł. niezmiernie przepraszam za lakoniczny komentarz, ale jakaś taka wypruta z wszystkich pomysłów i chęci dzisiaj jestem. ah, to chyba starość XD
OdpowiedzUsuńHaha :D ze mnie zeszło powietrze... i nie mam weny. :c
Usuń