2014-02-14

| rozdział 6.|

Powiedz mi, czy istnieje coś lepszego niż to?

Mesut miał mokre włosy, a palce u rąk mu zdrętwiały z zimna, jednak ostatkiem sił, czuł jakiś ucisk na jednej ze swoich dłoni. Z trudem otworzył oczy. Śnieg nadal prószył z nieba - to spostrzegł najpierw. Następnie ujrzał nad sobą zarys znajomej twarzy. Była taka ładna: uśmiechała się, oczy mocno były obrysowane czarną kredką, a na powiece, kolor truskawki mieszał się z brązem, złotem i oranżem. Naturalne były tylko usta, które układały się w szeroki, ale zmartwiony uśmiech.
Patrzyła na niego i uśmiechała się i gładziła swoją dłonią jego zimny policzek. Piłkarz nie kontaktował. Rys kobiety niebieskookiej mówił do niego, ale niestety nic z tego nie dochodziło do jego narządu słuchu. "Co się dzieję?!" - Spytał niemrawo sam siebie, leciutko się wybudzając z transu w który popadł, nie wiedząc nawet kiedy. Spróbował przetrzeć dłonią oczy, ale nie zdołał podnieść ręki do twarzy. Kobieta schylała się i szeptała mu coś do ucha, miała smutne oczy, ale równocześnie szalenie radosne. Tylko przez rysy i kolory nie umiał dokładnie ustalić kto to jest, ale w głębi duszy domyślał się kto to może być.
Dopiero w pewnym momencie doszło do niego, że... leży na śniegu. Był zimny jak lód i zdawał sobie sprawę z tego, że powinien pojechać do szpitala, ale jednak - może to głupie - ale pomyślał, że jej pocałunek go rozgrzeje. Ścisnął gardło i ostatnim tchem wyszeptał:
-Pocałuj mnie.
Kobieta bez wahania złożyła mu na ustach namiętny pocałunek. Teraz był już pewny, że to ona. Zmrużył oczy, żeby nacieszyć się jej widokiem.
-Hej, Mesut. - Szepnęła jak nieśmiała gimnazjalistka. - Trzymasz się jakoś? - Ciągnęła dalej, musiała pilnować, żeby nie zasnął.
-Hej... Del... fina. - Mamrotał. - Czy...po...ko....chasz...mnie na no...wo? - Spytał słabym głosem. Nic innego nie przychodziło mu do głowy. Uśmiechnął się do niej czule. Delfina się zawstydziła, po czym ukryła swój wzrok pod rzęsami, jednak jej zadziorny uśmiech zdradził wszystko. 
Za parę chwil zrozumiał, że Delfina od początku... trzyma go mocno za rękę. Ścisnął jej dłoń, żeby wiedziała, że jest już świadom albo mu się tak tylko zdawało. Delfina rozglądała się nerwowo i klęła pod nosem, jednak nie zapytał o powód. Teraz wystarczało mu tylko, to, że trzyma go za rękę, że jest. Wystarczała mu sama jej obecność. Była jak anioł, który samym przebywaniem w tym samym pokoju, co nieszczęśliwy, sieje spokój i ukojenie na duszy...
-Wszystko będzie dobrze... - Rzekła czule, głaszcząc go po czole. - Zaraz się stąd wyniesiemy. 
Mesut nie dbał o to, czy miał odmrożone kończyny, czy nie. Ona była i martwiła się i czuwała i miała miłość w oczach. Widział to. Wyczytał to z jej twarzy, z twarzy, której wyraźnie nie widział. Zobaczył w jej oczach płomyk ich uczucia, który kiedyś rozpalili razem, a głos jej drżał miłosną nutą, jak wtedy... gdy byli razem najbliżej jak można było... Nawet się nie domyślała, że ma na twarzy wymalowane pąsy wstydu, spowodowane rzeczami, które kiedyś robili ze sobą.
Nawet piłkarz, nie wiedział jak i kiedy, leżał już na noszach z kółkami, które pchali pielęgniarze, bo ona nie puszczała jego dłoni i nie spuszczała go z oczu. Była tuż obok.
Wydawało mu się, że to trwało godziny, a tak na prawdę wszystko, to tylko parę minut.
-Nie zostawiaj mnie, znów samego... - Rzekł miękkim głosem, gdy na chwilę udało mu się ściągnąć z ust maskę tlenową. Pielęgniarka natychmiast pokiwała karcąco głową i założyła mu ją z powrotem.
-Nigdzie się nie wybieram. - Odparła i pocałowała go w dłoń, którą w dalszym ciągu kurczowo ściskała.
Delfina przez cały czas kucała przy nim, trzymając go za rękę. Jej wzrok przeskakiwał z futbolisty na kierowcę, z kierowcy na futbolistę.
Tyle minęło od ich ostatniego spotkania, że bała się, że go nie pozna lub odwrotnie.
Nieustająco trwała, najpierw w karetce, a później na szpitalnym korytarzu. Nienawidziła szpitali, chyba wiadomy był powód jej odczuć do tego miejsca. Odbywała tam detoks od swojego ciężkostrawnego życia. Jednak zawsze jako pierwszą myśl miała ten dzień, gdy ją wypuścili. Pamiętała wszystko dokładnie, w detalach.
Zarzuciła na siebie błękitną sukienkę i białe baletki, które przywiozła jej mama. Wychodząc wcale nie czuła sentymentu do białych ścian szpitala. Wychodziwszy z budynku i pierwszym zaczerpnięciu powietrza poczuła wolność. Ptaki śpiewały pośród drzew i chmur na sklepieniu niebieskim... "jakby cieszyły się na  mój widok" - myślała, wchodząc do Jeepa i równocześnie przyglądając się skrzydlatym przyjaciołom na arkadzie. Mogła w końcu oddychać swobodnie pełną piersią. Jednak doskwierało jej dziwne odczucie, jakby kogoś tutaj brakowało, nagle złapała za naszyjnik, który dyndał jej u szyi.
      W samochodzie Gabrieli, usadowiwszy się wygodnie, zapięła pasy i podciągnęła kolana do brody, tudzież tak lubiła najbardziej, po czym spojrzała przed siebie w przednią szybę. Pani Martini również zapięła pasy bezpieczeństwa i przekręciła kluczyk w stacyjce. Z uruchomieniem silnika Jeepa Wrangler'a włączyło się radio - stacja emocji. Tak się składało, że Gabriela słuchała tylko muzyki poważnej w czasie jazdy samochodem, co zawsze doprowadzało Delfinę do śmiechu.
"Nadal słuchasz klasyki?" - Spytała.
"Tak... to Mozart "Lacrimosa". Piękne, prawda?" - Odrzekła z rozkoszą, rozciągając usta w uśmiechu. Za moment ujrzała, że córkę nie fascynuję taka muzyka, więc od razu zabrała się za przełączenie kanału.
"-Nie, zostaw. Może to odpowiedni czas, żeby spróbować czegoś nowego?" - Powiedziała. Wiedziała i ona i jej rodzicielka, że nie da rady powrócić do życia z dnia na dzień i dlatego uznały, że wyjazd będzie najlepszym rozwiązaniem.
Na piasku, gdzieś po środku plaży odpoczywała i porządkowała bałagan w swoim sercu. Nieco uzbierało się zaczętych-nieskończonych spraw, toteż trochę trwały te porządki... zrobiła wówczas kurs kulinarny, żeby nie opierać się tylko na tańcu jako jedynym źródle pieniędzy oraz zdała test na prawo jazdy. Wszystko zaczęło się układać: Drajso został aresztowany i osadzony w więzieniu, Julita szykowała się do za mąż pójścia... Jednakże pewnego dnia dopadła ją taka palba wyrzutów sumienia i tęsknoty za Madrytem, (gdzie przecież tyle się wydarzyło!), że postanowiła bezzwłocznie wrócić, nie zważając na nic! Nie mogła tak dłużej żyć: pod szklaną osłoną rodziny. Musiała w końcu wyjść z kokonu i wziąć życie w swoje ręce, wziąć się w garść! Musiała się dowiedzieć, co porabiają jej przyjaciele, siostra i... Mesut. Chciała się z nim zobaczyć w pierwszej kolejności, jednak było to trudniejsze niż myślała...
Delfina siedziała już parę godzin na plastikowej ławce przy ścianie, gdy w którymś też momencie, wstała i doskoczyła ukradkiem do drzwi. Przystawiając do nich ucho, usłyszała rozmowę.
-Dobrze, zbadałam pana, a teraz taka krótka formalność: Co się stało? Zażył pan coś? - Pytała lekarka, najwidoczniej napierając na oparcie krzesła, bo Delfina słyszała skrzypienie.
-Nie. - Odparł piłkarz.
-Na pewno? - Brnęła dalej, choć z tonu jej głosu można było wywnioskować, że wcale mu nie wierzy.
Za chwilę nastąpiła długa pauza oraz dźwięk pisania długopisem.
-Miał pan załamanie nerwowe, prawda? - Spytała za chwilę.
-Tak, nie, nie wiem... Leczyła mnie doktor Iglesias, proszę jej zapytać. Pani doktor uznała, że jestem już zdrów...
-Niech pan zaczeka...
Za moment usłyszała dźwięk obcasów i otwarcie drzwi z pomieszczenia, zapewne do drugiego pokoju. Delfina odsunęła się od drzwi, a za chwilę z pokoju obok wyszła lekarka, która przyjęła piłkarza: niska i lekko przy kości - to wyjaśnia skrzypienie krzesła.
Delfina bez zastanowienia uchyliła drzwi, po czym wkroczyła do pokoju, gdzie znajdował się Mesut. Z miejsca odrętwiała, gdy go zobaczyła. Stał przed nią w samych spodniach z garnituru. Ostatni raz widziała go w takim stanie, gdy... nawet nie pamiętała kiedy. Ale coś się zmieniło. W miejscu, gdzie często go całowała pojawił się tatuaż. Mesut stał na środku pokoju z rękami złożonymi do tyłu, a na twarzy malowało mu się na zmianę zaskoczenie z tęsknotą.
-Tatuaż? - Zapytała, a piłkarz popatrzył w ziemię z speszenia. - Dla mnie? - Ciągnęła.
Piłkarz uśmiechnął się delikatnie, był rumiany jak chleb. Dziewczyna gwałtownie zawiesiła ręce na jego szyi, uginając jedną z nóg.
-Będziesz miał coś przeciwko, gdy cię pocałuję? - Spytała całkiem poważnie, choć piłkarz zdumiał się na takie pytanie, było oczywiste, że nie ma nic przeciwko, a wbrew przeciwnie - czekał jak znów poczuję jej wargi na swoich.
Przy niej czuł się jak mężczyzna. Odnalazł tą śmiałość dwudziestopięciolatka, którą gdzieś zapodział i teraz wszystkie pikantne wspomnienia gotowały się pod jego czaszką. Nie mógł już czekać. Bez uprzedzenia przejął inicjatywę. Całował jej rozchylone usta, najpierw łagodnie, po czym zmiażdżył je w bardziej namiętnym pocałunku. Tymczasem jego dłonie błądziły po plecach dziewczyny, która w końcu mogła poczuć uczucie błogości pod jego elektryzującym dotykiem, a gęsia skórka siała się w miejscach, gdzie spoczął jej dotyk.
Niespostrzeżenie Delfina oddzieliła ich rozpalone wargi i sięgnęła w tempie rekordowym po jego koszulę i marynarkę, w które za moment go odziała. Piłkarz posłał jej natychmiast pytające spojrzenie jakby chciał powiedzieć: "po co ten pośpiech, skarbeńku? Mamy przecież całe życie".
-Uciekamy razem, czy nie? - Rzuciła, wyciskając na jego ustach rozpalonego amora w postaci pocałunku.
Nawet nie minął ułamek sekundy, gdy zaczęli biec. Trzymali się mocno za ręce i biegli przed siebie korytarzem szpitala, w którym piłkarz wypruwał sobie żyły przy czuwaniu nad Delfiną.
W krótkim czasie znaleźli się na zewnątrz, Delfina biegła w butach na platformie, opatulona futrem do połowy łydki, śmiejąc się ze szczęścia; piłkarza okalał garnitur z niezapiętymi guzikami i kurtka. Gnali przez śródmieście trzymając się za dłonie jak zakochani nastolatkowie. Dokąd pragnęli dobiec? Nikt ze świadków tego nie wiedział. Ludzie robili im zdjęcia, bo przecież nie na co dzień widzi się galopującego piłkarza przez centrum dodatkowo pod rękę z ciemnowłosą pięknością.
-Ludzie na nas patrzą! - Zaśmiała się jak z dobrego kawału. Piłkarz przerwał ich dystans i przyciągnął Delfinę do siebie.
-Co ty wyprawiasz? - Spytała z niewinnym uśmieszkiem, oddając się absolutnie do jego dyspozycji.
-Jeśli chcą zobaczyć miłość, to niech patrzą. - Odparł dumnie i zmiażdżył jej usta w pocałunku, przy akompaniamencie ulicznych grajków, którzy rozgrzewali swoją muzyką przechodniów...

Mesuciątko :)!
Macie ode mnie taki mały prezencik w formie rozdziału i o to takiego uroczego i dżentelmeńskiego Johnn'ego Bravo! PROSZĘ!  
Szczęśliwego dnia Walentego Kochani!!!
Ja dostałam strzałę amora i naklejki-serca, a Wy?:)
Przepraszam, że tak długo to trwało, ale wena znowu mnie opuściła, a dodatkowo nie umiem sobie poradzić z samą sobą... to przykre, ale prawdziwe. Z tego całego doła (w sumie to już kanionu...) tracę ochotę na pisanie, a moje myśli idą tylko w jednym kierunku... 
Dobra, już się nie pogrążam... miłego czytania!
Wysyłam trochę ciepła - Bunko

5 komentarzy:

  1. nie będę się rozpisywała
    po prostu CUDO
    kocham to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz... My nawet "załamanie pisarskie" mamy w tym samym momencie ;c

    Rozdział cudowny! Jak okaże się, że to halucynacje to Cię znajdę i wiesz... Nie będzie miło! :c Delfina powinna się wcześniej do niego odezwać, serio. Biedny Mesut :(

    Pozdrawiam i czekam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No widzisz :c
    nie, nie daję słowo, że to nie żadne zwidy! A zdarzyło się im na prawdę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy5/3/14 09:11

    no nie, nie, nie, nie, nie! ja bym sobie dała rękę uciąć, że ja skomentowałam już ten rozdział. i swietnie, teraz bym chodziła bez reki pewnie ;o :D
    rozdział genialny, tyle powiem. piszesz tak lekko, że nie dość, że człowiek z wielką przyjemnością to czyta to jeszcze nie zauważa kiedy dociera do końca rozdziału. ah ten Mesut, być może się powtórzę, ale ja go uwielbiam po prostu <3
    czekam z niecierpliwością na kolejny. co mogę powiedzieć jeszcze, pozdrawiam, życzę dużo weny i oczywiście zapraszamy z Julką do nas. :D

    OdpowiedzUsuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.