2015-03-15

| rozdział 9.|

Co sprawia, że tak łatwo jest po prostu przyjść i odejść z mojego życia?

Innego dnia, Delfina właśnie by wstała. Otworzyłaby swoje ciężkie powieki, po rozkosznej nocy ze swoim piłkarzem i rozciągnęłaby się z szerokim uśmiechem na śnieżnobiałej pościeli, która pachniałaby ogniem ich ciał. Następnie zauważyłaby, że miejsce obok niej jest puste, jednak na oliwkowozielonej poduszce spoczywałby prostokątny kawałek kartki. Chwytając go w swoje szczupłe palce, odnalazłaby wzrokiem na nim pochylone litery, skreślone przez jego mocne, piękne dłonie, które składałyby się na któreś ze słodkich zdań, którymi lubił ją witać skoro świt. Wtedy poczułaby rozkosz ponownie.

Niemniej jednak tego dnia było inaczej. Mesut przeciągnął się z uśmiechem i chcąc przytulić Delfinę, przytulił poduszkę, bo nie natknął się na jej obecność.

Przez chwilę poczuł panikę, lecz za moment przypomniał sobie błogostan, czułości ubiegłej nocy i odetchnął. "Pewnie bierze prysznic albo robi śniadanie" - pomyślał i przewrócił się na bok, by mieć widok na drzwi. Wtedy zamiast wypatrywać się w nie, chwycił w dłoń spoczywającą na pościeli karteczkę, z sercem na zewnętrznej stronie, a w środku z wiadomością.

Czytał powoli.
Nie przywitam cię ani pocałunkiem ani przytuleniem dziś, kochanie. Pewnie przeczytasz to dopiero, wówczas gdy będę daleko. Tak słodko spałeś, gdy wychodziłam. Nie miałam serca cię budzić, ale myślę o tobie. Teraz i później. Gdy wstaniesz, pomyśl o mnie, może przyciągniesz moje myśli - kocham cię. Na zawsze. Z mniej ważniejszych spraw: pojechałam razem z Julitą. ~ twoja Delfina


Ja też cię kocham - odpowiedział raczej do siebie i zaczął się zbierać z łóżka, które wyglądało jakby przeszło przez nie pobojowisko. Robił to jednak powoli. Jego obroty przyśpieszyła dopiero godzina, którą spostrzegł na czasomierzu. Wpół do trzynastej.


-Cholera! Jestem spóźniony! - zaklął i wyskoczył z łóżka, po czym wbiegł do łazienki, by tam wziąć szybki prysznic. Po zbiegnięciu ze schodów, zaparzył sobie szybko kawę w ekspresie, równocześnie nerwowo patrząc na zegarek.

-Dwunasta czterdzieści. Mam pięć minut. - powiedział do siebie, zagryzając w międzyczasie tosta z tostera. Za parę minut z pośpiechem wypił wrzącą kawę, parząc się przy tym niemiłosiernie i wyleciał z domu. Tak się śpieszył, że prawie nie zauważył, że cały śnieg stopniał. Wsiadając do swojego sportowego auta, powtarzał sobie w myślach z błogim uśmiechem na twarzy "tak słodko spałeś" i "nie miałam serce cię budzić" i "jakby mnie obudziła, to nie musiałbym się śpieszyć". Mimo wszystko nie gniewał się na nią. Miłość ci wszystko wybaczy.  


Oboje się zapomnieli, zatracili w ramionach rozkoszy i miłości. W końcu sam, mógł ustawić sobie budzik. Ale kompletnie zapomniał o popołudniowym treningu, tak go wymęczyła. A i zapomniał mu się obowiązek treningów, w końcu tak długo tam nie uczęszczał z powodu stanu zdrowia. Jednak wrócił na boisko. A to tylko dzięki niej.

Przed samym wejściem na punkt treningowy, wyciągnął telefon i wysłał do Delfiny, krótkiego, ale treściowego esemesa.

"Myślę o tobie"

Na boisku obecni byli już wszyscy piłkarze i sam trener, który nie udawał, że wszystko w porządku. Piłkarze właśnie kończyli któreś już z kolei kółko, a Mesut właśnie do nich dołączył.
-Cześć, stary. Grabicie sobie u trenera. - zagadnął Karim.
-Grabicie? Co to znaczy? - Mesut był zaskoczony.
-Spóźniłeś się jakieś dziesięć minut, ale już jesteś, a tego barana Sergio nadal nie ma.
-Jak to?  - Niemiec nie wierzył w słowa kolegi, dlatego musiał obejrzeć się za siebie, by dopiero uwierzyć. Karim miał racje, dochodziła trzynasta, a Ramosa brak.
Gdy zaczęli trenować z piłką i z przeszkodami, trener przywołał do siebie Mesuta.

Piłkarz lekko się zdenerwował, nie chciałby wypaść z gry i tak już zbyt długo nie grał. A więc pomyślał, że najlepiej będzie jak zacznie od przeprosin.
-Przepraszam, trenerze za...
-Nic nie mów. - wszedł mu w słowo. - zdarza się, jednak byle nie za często. - powiedział i popatrzył się na niego gniewnym wzorkiem, jakby mu chciał pomachać karcąco wskazującym palcem przed nosem.
-Oczywiście.  - odparł rozpromieniony (ostatnio cały czas taki był) Mesut i już chciał odejść, gdy Mourinho go zatrzymał.
-Piętnaście kółek wokół boiska.
Spodziewał się tego.
-Tak jest, sir.  - zachichotał basem i pobiegł tak szybko, aż się za nim kurzyło. Trener uśmiechnął się, gdy tego nie widział.

Myślał o Delfinie. Mógł w spokoju o niej myśleć i nikt nie zawracał mu głowy, mało istotnymi rzeczami. Mógł skupić się na jej walorach, na szczególikach jej ciała, które odkrywał jak nieznane lądy... Myślał o sobie jako Kolumb, który odkrył Nowy Świat. Właśnie tak, Delfina była jego nowym, lepszym światem, z którego nie chciałby już nigdy zostać wyrzuconym.
-Cześć. - tak się zamyślił, że nawet nie zauważył, kiedy dołączył do niego Sergio.
-No cześć, gdzieś ty się podziewał?
-Straciłem rachubę czasu...
-To wiem...
Sergio był w rozpaczliwym stanie. Miał tłuste włosy, popuchnięte oczy, a z ust zalatywało mu alkoholem.
-Jak trener poczuje od ciebie, że piłeś to będziesz miał przerąbane.
-Nie obchodzi mnie to.
Mesut domyślił się, że ma taki beznadziejny stan ducha przez Julitę, jednak wolał nie zaczynać tematu. Lepiej będzie jak sam zacznie o tym mówić - myślał.

Mesut kończył właśnie dziesiąte lub dziewiąte kółko, a reszta piłkarzy na uboczu trenowała strzały do bramki pod różnym kątem. A oni dwaj biegali wokoło boiska.
-Spędziłem noc w barze. Kilkanaście minut temu dopiero wróciłem.
-Byłeś w ogóle w domu?
-Tak, ale tylko na chwilę.
-Rozmawiałeś z Julitą?
Sergio posłał swojemu przyjacielowi wzrok mordercy.
-Nie było pytania, stary. - Mesut poklepał krzepiąco kumpla po ramieniu i przyśpieszył biegu.

W dalszej perspektywie, Niemiec trenował już z pozostałymi. Trening sprawiał mu niemałą przyjemność, co z tego, że umordowany był bezlitośnie, jednak myślał sobie "właśnie tego było mi trzeba".

Po treningu, który najkrócej trwał dla Sergio (trener chciał go wysłać do lekarza, lecz natychmiast wyczuł od niego alkohol i musiał się powstrzymać, żeby się nie zamachnąć i nie trzepnąć go w czapę), gdyż został wydelegowany do szatni. Mesut obiecał sobie, że po prysznicu postara się z nim porozmawiać i coś mu doradzić. Jednakże chciałby się jeszcze skontaktować ze swoją ukochaną, żeby zgłębiła mu tajniki kłótni ich dwojga przyjaciół i przy tym udzieliła jakiś dodatkowych informacji. Ale ku jego zaskoczeniu nie odbierała telefonu.

-Co zamierzasz zrobić? Codziennie spędzać noce w barach? Zaniedbywać treningi i niszczyć swoje zdrowie? To zamierzasz? To nie jest rozwiązanie. Ja jestem na to chodzącym dowodem...
-Wiem, Mes. Ale to nie takie proste.
-Nie musisz mi mówić. Ale co się dokładnie stało?
-Nie daje mi spokoju moja przeszłość. Hulaszcze, dziwkarskie życie. Rozumiesz? Chciałbym zacząć nowe życie z Julcią przy boku. Ale ona ciągle mi o nim przypomina... nie wiem już co mam robić.
-Najlepiej porozmawiaj z nią. Na spokojnie, szczerze. Powiedz jej, co czujesz i czego pragniesz.
-I tak zrobię.

Po piętnastej, Sergio zabrał się razem z Mesutem jego samochodem i pojechali prosto do szklanej willi. Na podjeździe i wokół domu było jakoś niespokojnie cicho. Hiszpan wyparzył z auta jak oparzony.
-Coś jest nie tak.  - wymamrotał zaniepokojony i wdarł się z szybkością pocisków z karabinu maszynowego do środka. Jego lament i wołania słyszał na dworze Mesut.
-Nie ma jej!!
-Może poszła na zakupy...
-Nie. Nie ma też jej i Helen rzeczy. To oznacza koniec, prawda?
Mesut podszedł do stopera i kojąco otoczył go ramieniem. Sam był w takiej sytuacji, więc wiedział co takiego teraz czuje jego przyjaciel. Chciałby równocześnie zapaść się pod ziemie, roztrzaskać się na milion kawałeczków, spłonąć jak papier za dotknięciem zapalniczki, roztopić się jak śnieg w ciepłą noc, zniknąć jak statek we mgle, rozpłynąć się na wodzie... po prostu przestać istnieć.

cuteee boy *-*


Witajcie ♥
Woaaah. Dawno mnie tutaj nie było. Prawie zapomniałam jak działa cała blogsfera - nie no żart, nie mogłabym o tym zapomnieć :) przepraszam za ten mało sensowny rozdział, ale musiałam coś dodać, żebyście nie pomyśleli, że przestałam istnieć czy coś :) Ostatni rozdział postaram się napisać bardziej precyzyjniej niż ten - dziś zaczęłam i dziś skończyłam yolo. A epilog to już w ogóle musi być 
a-r-c-y-d-z-i-e-ł-o. 
Mam nadzieję, że JESTEŚCIE, bo bez Was nie ma MNIE. 
Biorę się za dokończenie rozdziału tutaj, bo dawno już powinnam była go skończyć i opublikować. 
A co u Was, tak w ogóle? U mnie nic się nie zmieniło, poza tym, że mam nauki w trzy d... :) i nie mam czasu nawet posłuchać muzyki, a pisać to już w ogóle... och, co te nauczycielki :) 
To dopiero drugi tydzień marca, a ja chcę już jego koniec. I ŚWIĘTA :D A potem pójdzie jakoś z górki.
Do zobaczenia kochani :) 
-Bunko :*

1 komentarz:

  1. Po pierwsze - gif u góry mnie zabił *.*
    Po drugie - JESTEM ZAWSZE ♥
    Po trzecie - tęskniłam za Delfiną i Mesutem :< Wiem, jak jest z weną, ale błagam! Nie trzymaj mnie znowu tak długo bez rozdziału, bo mi smutno :(
    Po czwarte - rozdziały są ZAWSZE sensowne! Nigdy nie myśl, że jest inaczej :3
    Po piąte - u mnie nic nowego... Szkoła, szkoła, szkoła! Do głowy idzie dostać! :<
    I wreszcie po szóste...
    JAK ZWYKLE ARCYDZIEŁO ♥ Mam nadzieję, że Julita wróci do Sergio :( Nie mogę znieść tak smutnego Sergio NAWET jeśli to jest tylko w opowiadaniu... Noo! ♥ Zrób coś z tym, proszeeeeee <3

    Pozdrawiam! Zawsze wierna fanka,
    Seramo!

    OdpowiedzUsuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.