2015-09-20

| rozdział 10.|

Retrospekcja to jedyne co mi pozostało po tobie.

Odeszła. Może i nie w zaświaty i nie na zawsze, ale na wystarczający czas, żeby Sergio Ramos mógł popaść w niepohamowaną złość - skierowaną tylko i wyłącznie w swoim kierunku, a później w depresję, rozpacz, zniechęcenie do świata. Na szczęście był przy nim jego przyjaciel – Mesut, który na prośbę kumpla „dolej mi” dolewał mu. Kieliszek nigdy nie stał pusty. Niemiec nie robił tego z czystym sumieniem, gdyż za każdym razem chciał sprzedać sobie policzek, że coraz bardziej go strąca w skrajność, jednak nieobecne, podkrążone oczy przyjaciela przypominały mu o sobie samym i swojej ówczesnej sytuacji związanej ze śpiączką Delfiny. Doskonale go rozumiał. Bez niej wstawał rano (jak w ogóle już wstał), siadał na łóżku i czuł jak strach uciska mu ciało. Krzyczały jego wszystkie komórki wewnętrznego rozdarcia. Był to lęk niebytu, nieistnienia, rozproszenia. Był to strach oczekiwania, że nigdy nic nie nastąpi, że nie stanie się nic i nic. Myślał sobie: ludzie głupi, społeczeństwo ślepe, a za oknem pogoń za ulotnym, efemerycznym szczęściem, które później jak się okazuje w ogóle nie cieszy tak jakbyśmy tego chcieli.
Jedyne szczęście, radość, siłę do podniesienia powiek stanowi drugi człowiek, który tak samo nie istnieje bez tej pierwszej osoby. Cała fortuna przy prawdziwej, bezinteresownej, nie za pieniądze miłości to popiół, który rozwieje większy powiew wiatru ze wschodu.

Mężczyzna rozżalał się nad sobą, opowiadał o najpiękniejszych, o najcudowniejszych chwilach jakie spędził z kobietą ze swoich snów, a którą bezpowrotnie stracił.
-Pamiętam jak się jej oświadczyłem po raz pierwszy. O mało mnie nie udusiła. To aż dziwne, że taka szczupła, krucha osoba jak ona byłaby do tego zdolna. Ale była. W innych sytuacjach również ukazywała mi swoją siłę. Zwłaszcza charakteru. Osobowość. Tak, najpiękniejszą to ona miała osobowość. Była tylko sobą i nikogo nie udawała, a to takie mało spotykane w naszych czasach. Moja pieprzona duma i egoistyczne zwyczaje, spowodowały, że taka dobra, silna kobieta odeszła od takiego beznadziejnego, bezwartościowego i bezużytecznego mężczyzny jak ja. – Mesut uśmierzająco ścisnął mu bark, a stoper kontynuował ubolewanie, uprzednio dolewając sobie whiskey. – Styczeń i luty były najgorsze. Nie z powodu kłótni pełnej obelg, bo czy to pierwszy raz chciała mnie pozabijać? Ja też miałem czasem ochotę ją zastrzelić. Ale czekaj, to nie było najgorsze. A wiesz co było? – Przyjaciel zaprzeczył ruchem głowy. – O b o j ę t n o ś ć. Cały gniew, złość, jad zastąpiła czysta, krystaliczna obojętność, która rani jak nóż. W tym okresie zaprzestaliśmy awantur, bo przestaliśmy w ogóle do siebie mówić. Wymienialiśmy się tylko nic nieznaczącymi słowami typu jadę dokądś tam, nie czekaj na mnie, będę późno. Właśnie tak było. I wiesz, chciałbym dowiedzieć się tylko jednego. Naprawdę tylko jednego: czy ją też choć troszkę, troszeczkę dotknęła ta obezwładniająca obojętność?
-Stary, wiesz, że możesz na mnie z a w s z e liczyć, ale… - Mesut spojrzał na swój zegarek na lewej ręce. – Późno już trochę, a obiecałem Delfinie…
-Pewnie. Idź. Niektórzy mają dla kogo żyć. – odparł bezbarwnie piłkarz i machnął lekceważąco ręką. Przed samym wyjściem, coś spowodowało, że Niemiec się wrócił.
-Sergio? Nie zrób żadnej głupoty, dobra? Jakby co dzwoń. – Stoper w odpowiedzi pokiwał głową w pijackim amoku i przymknął powieki z pod których wypłynęły łzy, gdy szklana willa stała się na nowo pustą, bez życia konstrukcją.

Mesut Ozil i Delfina Martini na początku września wzięli potajemny ślub. Nikt oprócz rodziców obojga o tym nie wiedział. Była to wspólna poniekąd - spontaniczna decyzja. A dlaczego poniekąd? Gdyż tych dwoje chciało to już zrobić od chwili, gdy znów poznali się na nowo. Delfina kochała Mesuta całym swym sercem i całą duszą swoją, dlatego nie wyobrażała sobie życia bez niego. Byli sobie przeznaczeni. Na wieki i jeszcze dłużej. Podobno miłość to ostatnia rzecz, która trwa wiecznie. Jednak Delfina na przykładzie siebie i swojego ukochanego chciała udowodnić, że to nie prawda. Pragnęła ukazać, że miłość zwycięży nawet śmierć.
-Hej, Skarbie! – Delfina przebywając w salonie, usłyszała głos – który znała doskonale, dobiegający z przedpokoju. Piłkarz wszedł do mieszkania i właśnie ściągał buty, gdy kobieta z włosami brązowymi jak kawa podparła framugę z zagadkowym uśmiechem. Mężczyzna podniósł na nią piwny wzrok. Wpatrywał się w jej osobę z zapytaniem, ale i czule, troskliwie, pieszczotliwie.
-Czekaliśmy na ciebie. – oznajmiła równocześnie obejmując się za brzuch, który chował się za błękitną obcisłą bluzką. Mesut szybko podniósł się z kolan. Z tkliwym uśmiechem podszedł do niej, dotknął swoimi stopami jej stóp i napłynął swoimi mocnymi męskimi ramionami jej ciało.
-Nie mogłem przyjechać wcześniej, Sergio, on…
-Rozumiem. – odgarnęła mu z czoła zagubione kosmyki z grzywki. – Ale najważniejsze, że już jesteś. – Piłkarz trzymał ją w objęciach. Gdy nie całował jej rozgrzanych ust, jego usta muskały jej ciążowy brzuszek.
-Jak się trzyma? – zapytała go, gdy przemieszczali się do drugiego pokoju. Mesut w odpowiedzi wzruszył ramionami w geście bezradności.
-Nic lepiej? – ciągnęła. Mesut pokiwał przecząco głową, równocześnie kładąc się na brzuchu na białej pościeli. Delfina przysiadła przy nim i pogładziła go po głowie.
-Może lepiej jakbyś z nim jednak został? A jeśli coś sobie zrobi? – Razem z tymi słowami, piłkarz podniósł głowę jakby się przesłyszał.
-Nic sobie nie zrobi, spokojnie. Najgorsze co może zrobić to zapić się w trupa. – Kobieta trzepnęła go w ramię. – Przepraszam, nie powinienem tak mówić. – Usiadł. – Chodź do mnie. – Przyciągnął ją do siebie, obejmując ją od tyłu.
-Nie martw się tym. Jeśli cię to uspokoi to zaraz do niego zadzwonię.
-Uspokoi. – odpowiedziała z zadziornym uśmieszkiem.
Podając mu za moment telefon, wyszła zrobić coś do jedzenia dla siebie i dla istotki w niej, która liczyła już pięć miesięcy, a w tym samym czasie Mesut zatelefonował do Sergio.

Za kilka dni Mesut musiał wyjechać, gdyż rozgrywały się eliminacje do Mistrzostw Europy i jego drużyna grała z Francją w Paryżu. Piłkarz bardzo chciał, żeby Delfina pojechała razem z nim do Francji, ale nie chciał również jej przemęczać, dlatego ostatecznie Delfina została w Madrycie i miała obejrzeć mecz w telewizji, na kanapie w towarzystwie Sergio. Jednakże Hiszpan nie miał najmniejszej ochoty na spotkanie.
-Na pewno nie chcesz wpaść? Dawno u nas nie byłeś. Rozerwałbyś się trochę. – przekonywała go przez telefon.
-Nie, naprawdę. Napiję się jeszcze i kładę się spać. – odparł z lekkim bełkotem.
-No dobrze, dobrej nocy. Jak coś dzwoń.

Punkt dwudziesta trzydzieści pięć rozbrzmiał gwizdek rozpoczynający mecz. Delfina usadowiła się wygodnie przed telewizorem i oglądała rozgrywkę z zapartym tchem. Każde niebezpieczne posunięcie się przy polu karnym sprawiało, że kobieta przestawała jeść popcorn i przybliżała się do odbiornika. Czasem też tak robiła, gdy kamera akurat pokazała jej bohatera, jej życie, jej wszystko – Mesuta. Wyglądał atrakcyjnie biegając w białym firmowym t-shircie, w białych spodenkach i getrach do kompletu. Gdy akurat skierował wzrok w stronę kamery, Delfina czuła, że właśnie myśli o niej.
W dwudziestej minucie strzelił Muller. Kobieta wydała z siebie okrzyk radości i klasnęła w dłonie.  Kolejne dwadzieścia minut minęło spokojnie. W momencie, gdy wracała z kuchni z czymś do przygryzienia zadzwoniła jej komórka. Wyświetlił się numer Sergio.
-Halo? - powiedziała do słuchawki, ale odpowiedziała jej cisza i szum deszczu. - Sergio jesteś tam? Jedziesz dokądś? To chyba nie najlepszy pomysł...
-Nie chcę mi się już tak żyć...
-Sergio...co ty…
-Jeśli tak ma to wyglądać, to wolę żeby to się skończyło. Chciałem się pożegnać.
-Sergio, co ty mówisz!? Nie wyłączaj się! Zaraz u ciebie będę!

Delfina bez zastanowienia zgarnęła z blatu z kuchni kluczyki do sportowego samochodu swojego męża, który nie za bardzo się zgadzał, żeby nim jeździła nawiasem mówiąc. Była bardzo zdeterminowana, aż do momentu, gdy otworzyła drzwi. Na dworze panowała straszna ulewa. Deszcz bębnił o daszek werandy, a kałuże na ulicy zamieniły się w płynący potok. Kobieta ścisnęła mocniej pośladki i okryta tylko cienką kurtką pognała do samochodu. Przekręciła kluczyk, wrzuciła bieg i wyjechała na jezdnię z piskiem opon. Wciskała pedał gazu zbyt energicznie, mocno. Już nie wspominając tego, że jechała za szybko. Przez obfity deszcz prawie nic nie widziała. Nawet wycieraczki nie pomagały. Jedyne co widziała, to światła przebłyskujące przez warstwę wody. Z pośpiechu zapomniała wziąć telefon, przez co przeklęła siebie w duchu. Teraz trwała już przerwa, przez którą Mes obiecał, że zadzwoni. Szlag – powtarzała w myślach, brodząc w coraz ciemniejszej nocy.
Skręciła w lewo, przez roztargnienie nie zauważyła jadącego samochodu z przeciwka. W ostatniej chwili zakręciła kierownicą, tak, że nie znalazła się na masce ciężarówki, a tylko usłyszała dźwięk klaksonu, który niebezpiecznie szybko się zbliżył i tak samo przepadł w oddali. Kobieta zbliżała się już do autostrady, którą zawsze jeździli do willi Ramosa i vice versa. Wjeżdzając na nią rozglądała się za sportowym białym Chevroletem. Wiedziała, że graniczy z cudem, ale jednak szukała go wzrokiem. Jednak szybko rzucił jej się w oczy samochód, który wszystkich wyprzedzał. To musiał być Sergio. Bezzwłocznie ruszyła za nim. Nigdy w życiu by go nie dogoniła. Pędził jakieś dwieście na godzinę. Starała się zwrócić jego uwagę miganiem świateł i gwałceniem klaksonu samochodowego. Ku jej zdziwieniu po jakimś kilometrze zajechał na pobocze. Dla rezerwy zatrzymała się trzy metry dalej. Gdy ujrzała na rejestracji jego inicjały, już była pewna i spokojniejsza że to jej zguba. Była tak szczęśliwa, zdenerwowana (w końcu nie wiedziała w jakim stanie go tam zastanie) i podekscytowana, że nie czekając nawet chwili wysiadła i pobiegła pod jego chevroleta. Deszcz ani na chwilę nie przestał padać. Z rozmachem otworzyła drzwi kierowcy. To co ujrzała, ścisnęło jej serce. Piłkarz siedział skulony na miejscu kierowcy i płakał. Oboje ociekali deszczem. Delfina była przemoknięta do suchej nitki, a nie zapowiadało się, żeby deszcz przestał padać. Do tego jeszcze doszły grzmoty pioruna.
-Sergio? – zapytała drżącym głosem to ze strachu, to z zimna. – Wszystko w porządku? – Mężczyzna najpierw pokiwał twierdząco głową, po czym zaprzeczył i zaczął bić się w pierś.
-Uspokój się, Sergio! Proszę! Wszystko będzie dobrze, zobaczysz! Tylko musimy wrócić do domu!
-Dom bez rodziny to już nie dom… - wymamrotał.
-Ja i Mesut jesteśmy twoją rodziną, Sergio.
-Nikogo nie obchodzę. Mógłbym zniknąć w taki wieczór jak ten i nikt by się nie przejął. – kontynuował biadolenie.
-Sergio, posłuchaj! – Chwyciła go za obwisłe ramiona i mocno nimi wstrząsnęła. – Jeśli by mi na tobie nie zależało nie było by mnie tutaj. Zostałabym w ciepłym domu przed telewizorem, a nawet do głowy by mi nie przyszło wynurzyć nosa z zagrzanego koca. To że przyjechałam oznacza jednoznacznie, że mnie obchodzisz. Cholernie mnie obchodzisz. Jesteś najlepszym przyjacielem mojego męża i równocześnie moim najlepszym przyjacielem. Nie wiem czy dajesz sobie z tego sprawę, że jeśli by ci się coś stało… Nie wybaczyłabym sobie tego. Do końca życia by się to za mną ciągnęło… Za Mesutem tak samo.
Deszcz kapał z nich rzęsistymi kroplami. Kurtka Delfiny już dawno zamieniła się w przemokniętą markizę i brzydko przyklejała się jej do ciała. Tak samo zachowywały się jej jeansy i włosy. Piłkarz chwilę, w ciszy wpatrywał się - w zasadzie ciemną tylko czasem rozświetloną światłami samochodowymi przestrzeń przed przednią szybą, którą próbowały ogarniać włączone wycieraczki. Jego błękitne oczy nawet w ćmie błyszczały łzami i dało się spostrzec wokół nich opuchliznę i czerwone siniaki. Wargi miał spierzchnięte, zagryzione z zakrzepłą krwią. Również był przesiąknięty deszczem i trząsł się z zimna, ale mu to nie przeszkadzało. Chciał uciec od siebie, jednak nie wiedział, że gdziekolwiek by pojechał tam i tak dorwała by go jego własna osoba. Była to ucieczka skazana na porażkę.
-To jak będzie Sergio? – zapytała z lekką nutką nadziei.
-Jestem beznadziejny. Nie wiem co mógłbym zrobić, żeby to się skończyło… Chciałbym zacząć nowy rozdział w swoim życiu. – mówił łamiącym głosem. – Chciałem szczęścia dla twojej siostry, Delfino. – Dziewczyna przytaknęła z lekkim uśmiechem.  – Starałem się jak mogłem, ale mi nie wyszło.
-To nie twoja wina. Julita niestety ma paskudny charakter.
-Nie. Ona nic tutaj nie zawiniła. To ja ją zdradzałem, oszukiwałem…
-Sergio! Ale to wszystko już było. Musisz patrzeć w p r z y s z ł o ś ć. Jeśli chcesz zamknąć ten gorzki rozdział, nie możesz co chwilę do niego wracać! Wiem, że to nie takie proste, ale musisz spróbować. Jednym dobrym wyjściem z tej sytuacji jest zapomnienie i zmiana.
-Co miałbym zrobić? Zmienić? Mam pustkę w głowie!  - wył, zaciskając dłonie na kierownicy. Delfina kucnęła przy jego osobie i oparła się o siedzenie.
-Najpierw wrócimy do domu. Możesz prowadzić? – Przytaknął. – Później weźmiesz gorący prysznic i przebierzesz się w jakieś suche ubranie, a w tym czasie ja przygotuję nam coś do przekąszenia. Niezły pomysł? Mi się wydaję spełnieniem marzeń na tą chwilę.  – Spojrzała w górę na czarne niebo, a krople deszczu jak szpilki zbryzgały jej twarz. Gdy chciała wstać, Sergio chwycił ją za rękę.
-Ale co potem? Co ze mną? Proszę, muszę to wiedzieć już teraz. – wydusił wbijając w nią zbolały, przybity wzrok.
-Na początek przestaniesz wlewać sobie do kieliszka. Koniec z chlaniem! Od jutra opróżniam cały twój barek! Nie żartuję! Zapiszesz się na zajęcia grupowe dla osób z uzależnieniami. Nie mówię, że będziesz tam chodzić regularnie, ale zobaczysz, że nie jesteś sam i że nie z takich sytuacji się wychodziło. Następnie - wrócisz na boisko. Nie wiesz jak bardzo twoi fani za tobą tęsknią! Wiem, że nie czytasz gazet, bo często wypisują rzeczy wyssane z palca, ale musisz wiedzieć, że często wspominają ciebie w słowach „gdyby Sergio Ramos grał wtedy byśmy nie przegrali” czy coś w tym stylu. Po za tym to ci dobrze zrobi. Wrócisz do formy i odzyskasz zdrowie. Zatem w planie również są: siłownia, treningi, wyjścia z przyjaciółmi – ja i Mesut i nie tylko, cieszenie się życiem po przez spędzanie czasu z rodziną, spotykanie się z fanami, nasycanie się ich radością, że m o g ą cię zobaczyć i z tobą porozmawiać, przecież nazywasz się Sergio Ramos i nikt ci nie podskoczy!
-Jeszcze coś? – dopytał z zaintrygowaną miną.
-Ach, zapomniałam: pójdziesz do fryzjera. – Zachichotała i niespodzianie wydało jej się, że w mroku samochodu błysnął jego hollywoodzki uśmiech.

Za parę minut Delfina szepnęła piłkarzowi coś do ucha, po czym zatrzasnęła drzwi. Wracając do swojego samochodu nie odczuwała już zimna, które jej towarzyszyło od samego początku. Była tak długo mokra, że zdążyła się przyzwyczaić do tego nieprzyjemnego stanu. Nawet o tym zapomniała. Zmierzała ku sportowemu samochodowi od Mesuta z szerokim uśmiechem. Dopiero gdy zasiadła znów przed kierownicą – doszło do niej jak bardzo przemarzła i jak bardzo zamoczy siedzenie kierowcy. Gdy piłkarz zaczął wycofywać Chevroleta i w końcu też wyjechał na przeciwny pas, Delfina postąpiła to samo. A w głowie miała słowa, które szepnęła mu na rozstanie: niech ten wieczór zostanie naszą tajemnicą.

ACH TE UŚMIECHY




Hejo!
Oto ostatni rozdział przed Epilogiem :) Sprężyłam się (w końcu :D) i zaczęłam pisać ten ostatni z rozdziałów + epilog :)
Epilog będzie w formie zwykłego rozdziału, nie żadnego cytatu czy słów piosenki - nic z tych rzeczy. Muszę w nim wyjaśnić parę spraw :) I pamiętajcie, że mogę Was jeszcze w nim zaskoczyć :D
Poza tym: co u mnie? Szkoła. Klasa maturalna. :V Chciałabym już mieć za sobą tą maturę. :P Oprócz tego czekam na wyniki konkursu literackiego. Dam Wam znać jeśli mnie docenią :) 
A co U WAS???
Wiem, że daaawno przepadłam i może niektórzy myśleli, że "na zawsze" jednak ja nadal jestem obecna, może teraz nie za często i nie w formie postów, ale odwiedzam blogsferę. :)
Do zobaczenia!
Bunko ♥

4 komentarze:

  1. Hej! ;) Na wstępie chciałam bardzo podziękować za Twój komentarz u mnie i za to, że się odezwałaś;) Widziałam, że masz kilka blogów, ale ten jest najbardziej aktualny, dlatego wpadłam tu. Przeczytałam i bardzo spodobało mi się to jak pokazujesz emocje. Trochę mnie razi brak akapitów i dywiz zamiast pauzy w zapisie dialogów, ale to nic. Świetnie przedstawiłaś emocje Ramosa i byłam w stanie go zrozumieć, wczuć się w jego problemy i brak chęci do życia. Powiem szczerze, że jak Delfina jechała tym samochodem to miałam wrażenie, że coś ją zamiar pieprznie, ale dobrze że tak się nie stało. Mesut by chyba zszedł a zawał i nigdy nie wybaczyłby Ramosowi. Jestem ciekawa czy facet pozbiera się jakoś i czy słowa Delfiny na niego wpłyną. Cóż, nie jest dobrze czuć się samotnym... Oby mu się poprawiło. Także czekam na epilog! ;)
    A ciebie zapraszam na nowy rozdział do siebie, jeśli masz ochotę ;) Pozdrawiam! ;*

    sila-jest-we-mnie,blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, witaj! :) Nie ma sprawy.
      Niestety nie potrafię zrobić epitetów, które by mnie zadowoliły, dużo razy próbowałam, ale ostatecznie odpuściłam.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Nigdy, nigdy, nigdy przenigdy nie przepadnę :3

    Rozdział cudowny! Spróbuj mi coś zrobić z Ramosem to pogadamy sobie inaczej... :D Mam nadzieję, że koniec końców wszyscy będą szczęśliwi :3

    Aż mnie zmotywowałaś do napisania czegoś! :D

    PS Pamiętaj, że jak wydasz książkę egzemplarz dla mnie!
    PS2 Zdjęcia jak zwykle cudowne.
    PS3 Czekam na epilog!

    Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze ♥ Bo pozostali chyba przepadli :C No, ale cóż poradzić :)
      Hehehe w tym opowiadaniu już mu nic nie grozi :D

      Ps. Czekam na COŚ Twojego. Błagam. Usycham bez Twojej twórczości.

      :*

      Usuń

Miejsce na Twoje myśli o opowiadaniu.